Strona główna

wtorek, 30 grudnia 2014

Bezpruderyjna książka o miłości

O czym pomyślelibyście otrzymując w żółtej kopercie odręcznie wykaligrafowany liścik o treści: "Piszę tych kilka słów po prostu po to, by Ci powiedzieć, że Cię kocham. Podpisane: Ty wiesz kto"?... No właśnie... Każdy z obdarowanych tym listem od razu wiedział od kogo go otrzymał... a przynajmniej chciał wierzyć, że to właśnie od tej osoby on pochodzi. Brzmi jak tanie romansidło? Nic bardziej mylnego. Eric-Emmanuel Schmitt nie specjalizuje się w romansach. Jego książki wzruszają, dają do myślenia, zmuszają do "pochylenia się" nad trudnymi sprawami, dostarczają egzystencjalnych przemyśleń, ale nie nigdy nie są romansami, nawet wtedy kiedy autor pisze o miłości. "Papugi z Placu d`Arezzo", to jak romans z miłością pod wieloma postaciami. Pisarz dokonuje introspekcji ludzkiej natury. Każda z nakreślonych przez niego postaci jest inna, kierują nią inne emocje, targają różne namiętności, dla każdej z nich czymś innym jest uczucie, miłość, ekstaza, seks... Początkowo wydaje się, że bohaterów książki łączy wyłącznie miejsce zamieszkania. Codziennie się mijają, czasami zamienią ze sobą kilka zdań, obserwują i obmawiają się za plecami, wzajemnie wiedzą o sobie wiele lub niewiele... jak to sąsiedzi. Z czasem jednak dostrzegamy więcej cech wspólnych, które są niezależne od statusu materialnego, pochodzenia, pozycji społecznej, płci, wieku, czy urody. Akcja rozwija się wolno, tak jak wolno toczy się zwykły dzień, nie ma pośpiechu, aby ją popędzać, ponaglać. Dies irae (łacDzień gniewu) jest do przewidzenia i nie o to tutaj chodzi, aby prześcigać się w tym, kto pierwszy wiedział jak się wszystko skończy. Istotą jest dlaczego tak się dzieje, czy zawsze życie toczy się po naszej myśli? Na ile potrafimy zapanować nad naszymi pragnieniami i żądzami? Jak nasza przeszłość wpływa na nasze tu i teraz? Ile rzeczy od nas zależy, a ile zależy od zbiegu okoliczności, od dobrej lub złej woli innych. Tę książkę, mimo, że bardzo mnie miejscami irytowała, warto przeczytać. Dla purytańskiej Polski, jest to lektura trudna, miejscami może być nie do przyjęcia, ale cóż... samo życie...;-)

sobota, 6 września 2014

Wszystkie dzieci są zdolne

Jako dziecko byłam żywa jak iskra, wszędzie było mnie pełno, wspaniale wspinałam się po drzewach, bez lęku podejmowałam nowe wyzwania, z radością jeździłam na rowerze, śpiewałam, byłam prezenterką telewizyjnego Koncertu Życzeń, wygrywał konkursy piosenki w Opolu, a nawet w Kołobrzegu, pisałam książki, byłam fantastyczną aktorką, cudowną baletnicą, śpiewaczką operową, świetnym reżyserem, wybitnym lekarzem, kosmonautą, odnosiłam sukcesy na olimpiadach sportowych, sprzedawałam w sklepie, czesałam i strzygłam włosy w salonie fryzjerskim, byłam kelnerką i kucharką, jako historyk i archeolog zgłębiałam tajemnice przeszłości i oczywiście uczyłam w szkole. Kłamię? Oczywiście, że nie, w mojej dziecięcej wyobraźni wszystko było możliwe, nic mi nie groziło. Moja ciekawość świata, poszukiwanie nowości, zmiana popychały mnie do przodu. Dzięki pasjom czytałam, zgłębiałam wiedzę, doświadczałam, przeżywałam, odkrywałam, nawiązywałam nowe kontakty itp. itd. W oczach mojego ojca zawsze widziałam podziw i akceptację. Nigdy nie pozbawiał mnie marzeń. Kiedy chciałam być fryzjerką pozwalał, żebym robiła mu na głowie papiloty i kucyki, kiedy marzyłam o byciu kelnerką z pełną powagą składał u mnie zamówienia na kawę, herbatę i deser. Płacił grosiki za usługę i uczył mnie wydawania reszty. Kiedy planowałam zostać aktorką i reżyserem z pełnym oddaniem uczestniczył w moich i siostry przedstawieniach kukiełkowych. Był najwdzięczniejszym widzem świata. Z wielkim skupieniem wysłuchiwał moich historycznych wywodów kiedy chciałam zostać archeologiem i podpowiadał niezbędną do zgłębienia tematu literaturę, planował ze mną ścieżkę rozwoju zawodowego. Kiedy postanowiłam zostać łyżwiarką figurową kupił mi figurówki i nauczył mnie jeździć na łyżwach. Nigdy nie powiedział: "masz słomiany zapał", "nie kupię łyżew, bo za chwilę rzucisz je w kąt jak rower". Kiedy mimo piątki z języka polskiego powiedziałam, że potrzebuję korepetycji, bo nie zdam matury, wysupłał ostatni grosz i powiedział: "ty sama wiesz najlepiej, czy tego potrzebujesz" i rzeczywiście nie potrzebowałam, bo po 3 lekcjach korepetytorka uczciwie powiedziała, żebym sobie dała spokój i odpuściłam. Zawsze powtarzał, że mi ufa, wie, że jestem mądra i że podejmę właściwą decyzję, mimo, że często popełniałam błędy i robiłam głupstwa. Do dzisiaj, mimo, że taty już przy mnie nie ma, nie ma też dla mnie rzeczy niemożliwych poza jedną. Moja mama powiedziała mi kiedy miałam 7-8 lat, że nigdy nie będę dobrze śpiewała, bo nie mam słuchu muzycznego. Zapadło to we mnie na całe życie. Nie zmieniły tego słowa pochwały nauczycieli w szkole podstawowej i liceum, a nawet na studiach, ani prywatny nauczyciel śpiewu. I pewnie już nigdy nikt i nic nie zmieni mojego przekonania, że nie umiem śpiewać. 
Ten wywód jest kwintesencją tego o czym piszą autorzy w prezentowanej przeze mnie książce. Nauczyciele, rodzice, czasami dziadkowie lub inne ważne w życiu dziecka osoby zabijają w dziecku spontaniczność, zniechęcają, zamykają perspektywy, ograniczają. Dziecko zatraca swoją naturalną potrzebę ruchu, doświadczania, odkrywania, poznawania, obserwowania, naśladowania, na rzecz przymusu zrobienia czegoś. Jest tresowane, nagradzane, karane, oceniane. Przestaje patrzeć na świat ufnie i doświadcza coraz mniej pozytywnych emocji.

Bestseller na liście tygodnika "Der Spiegel" w kategorii książek popularnonaukowych.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Wyznaję

"Wyznaję" Jaume Cabre, to książka wyzwanie dla wytrwałych. Niech Was nie zrazi 760 stron, bo każda strona warta jest przeczytania. Od pierwszej do ostatniej strony książka trzyma w napięciu. To 760 stron pasji do języków obcych, muzyki, miłości do kobiety, przyjaźni, zachłanności, przewrotności, tajemniczych przeciwności losu i ludzkiej ułomności. Geniusz przeplata się z nieporadnością, zagubieniem i ufnością.
W jednym zdaniu trudno napisać o czym jest ta powieść. Zawiera w sobie wiele wątków. Każdemu z nich Autor poświęca należytą uwagę i wyczerpuje temat do końca, do dna.Dzieło wielowątkowe i wielopoziomowe. Nie da się więc jej przeczytać jednym tchem. Wymaga od czytelnika kontemplacji, skupienia, przemyślenia, pamięci i wyobraźni. Powieść wstrząsająca również dlatego, że powraca w niej problem holokaustu, ludzkich losów, cierpienia, zła i okrucieństwa. 
„Wyznaję” jest historią życia Adriana Ardèvola, człowieka niezwykle inteligentnego, z niesamowitą zdolnością do nauki języków obcych, co przejawiało się już w dzieciństwie, ale nie kochanego przez rodziców. Książka jest też historią przedmiotów, takich jak cenne skrzypce, w których posiadaniu jest bohater, medalik i szmatka w kratkę. Urzekł mnie język powieści, pełen odwołań do literatury, sztuki, historii. Jestem pełna podziwu dla Jaume Cabre jego wiedzy, elokwencji i erudycji. Dzisiaj zaczynam kolejną powieść tego autora "Głosy Pamano". Mam nadzieję, że spotka mnie kolejna uczta dla ducha.

Lustrzane odbicie

Lubicie dreszczyk emocji w opowieściach o duchach? Nie przeszkadza Wam, że po pokojach snują się duchy żyjące własnym eterycznym życiem? Jeśli tak, to książka jest idealna. Muśnięta tajemnicą życia po śmierci. Książka nostalgiczna, zaskakująca, refleksyjna. Czytając ją zatęskniłam za Londynem, zapragnęła powtórnie go odwiedzić i przespacerować się po starych, zabytkowych cmentarzach.

Powieść "Lustrzane odbicie" Audrey Niffenegger, to niepokojąca opowieść o miłości, która nie kończy się wraz z śmiercią oraz o rywalizacji między bliźniaczkami. Rozpoczyna się śmiercią Elspeth Noblin, która zapisuje swoim siostrzenicom - bliźniaczkom londyńskie mieszkanie. Elspeth od 20 lat nie widziała się ze swoją siostrą bliźniaczką - matką dziewcząt, która po wyjściu za mąż zamieszkała w Stanach Zjednoczonych. Siostry poróżniła mroczna tajemnica, o której nie wspominają nawet najbliższym. Mieszkanie znajduje się w sąsiedztwie zabytkowego cmentarza Highgate. Siostrzenice Elspheth, zaraz po ukończeniu dwudziestu jeden lat, przylatują do Londynu, aby zamieszkać w mieszkaniu ciotki. Warunkiem otrzymania spadku, postawionym przez ciotkę, jest zamieszkanie we wspomnianym lokalu przez rok. Rodzice dziewcząt nie mogą w tym czasie przestąpić progu mieszkania. Opiekunem mieszkania do czasu przyjazdu bliźniaczek jest Robert, partner Elspeth. Tłem wydarzeń jest zabytkowy cmentarz oraz poplątane losy mieszkańców kamienicy. 

Lustrzane bliźniaczki Julia i Valentina - każda z nich kierująca się innymi motywami - decydują się przyjąć spadek wraz z postawionymi warunkami.

Julia - starsza bliźniaczka, decyduje za tą drugą niemalże w każdej sprawie - od tych błahych do poważniejszych. Nieco apodyktyczna, zazdrosna o siostrę, zdecydowana, niechętnie podejmująca trud edukacji, czy pracy.

Valentina - niepotrafiąca bądź niechcąca powiedzieć Julii "NIE", postawić się jej. Taktowna, uczuciowa, nieśmiała. Rezygnująca ze swoich marzeń i planów, na rzecz wizji przyszłości siostry. Z niewiadomych dla Julii powodów od dziecka ciesząca się większą sympatią ludzi, zupełnie o tę sympatie nie zabiegając.
Nie mogłam oderwać się od książki, zachłysnęłam się nią. Każda kolejna strona stanowiła tajemnicę, oczekiwanie, potrzebę zgłębienia.
Przed laty oglądałam film pt. "Zaklęci w czasie" nakręcony w oparciu o książkę autorstwa Audrey Niffenegger. Książkę można spotkać w trzech wydaniach o różnych tytułach: "Zaklęci w czasie", "Żona podróżnika w czasie" lub "Miłość ponad czasem. Historia inna niż wszystkie".  Jest to niekonwencjonalny romans o mężczyźnie cierpiącym na rzadką chorobę genetyczną, sprawiającą, że podróżuje w czasie, oraz jego żonie-plastyczce, która musi radzić sobie z jego częstymi i nieprzewidywalnymi zniknięciami. Wspaniała, wzruszająca, intrygująca historia miłości od pierwszego spojrzenia, której nic nie jest w stanie powstrzymać. Ja posiadam w swojej biblioteczce egzemplarz "Miłość ponad czasem. Historia inna niż wszystkie". Książkę czytałam wiele lat temu, ale czuję, że niedługo ponownie do niej wrócę.


środa, 20 sierpnia 2014

1000 lat wkurzania Francuzów

Nie jestem historykiem, więc już na początku usprawiedliwiam swoją nikłą wiedzę w dziedzinie stosunków angielsko-francuskich na przestrzeni wieków. Jest wielce prawdopodobne, że znawcy uznają tę powieść historyczną za zbyt tendencyjną, bo nie da się ukryć, że autor jest Brytyjczykiem. Nie zmienia to jednak faktu, że książka bardzo mi się podobała. Napisana jest żywym, dowcipnym i błyskotliwym językiem. Poczucie humoru i dystans do opisanych wydarzeń ułatwia jej czytanie. Wprawdzie końcówkę czytałam już solidnie się męcząc, Autor jakby wyhamował, stracił rezon, a może historia była już mniej spektakularna? Jednak do połowy czytałam z zapartym tchem. Najbardziej podobał mi się wątek ożenku Wilhelma Zdobywcy. Myślę, że gdyby lekcje historii odbywały się w podobnej konwencji, historia mogłaby stać się ulubionym przedmiotem wielu uczniów. 

piątek, 15 sierpnia 2014

Papierowe marzenia


Luke Crisp - syn bogatego właściciela firm kserograficznych, wychowywany przez niego po śmierci matki, wyposażony w ojcowską miłość, nauczony pracowitości, szacunku do ludzi i pieniędzy. Pewnego dnia za namowami ojca zaczyna studia poza domem, co ma sprawić, że pozna inne życie, usamodzielni się. Tam nawiązuje przyjaźnie, zakochuje się i postanawia korzystać z życia i pieniędzy. Jak wysoką cenę przyjdzie mu zapłacić za bolesną lekcję życia? 


Wzruszająca, przepełniona mądrością książka opowiada o miłości ojca i marnotrawnego syna. Pokazuje młodego człowieka, który postrzega ufnie świat i ludzi, poszukuje wsparcia i zrozumienia, któremu trudno jest schować dumę do kieszeni i przyznać się do błędów. Upadek na dno i odrodzenie. Luke Crisp spotyka na swojej drodze ludzi, którzy go wykorzystują, ale i takich którzy udzielają mu bezinteresownie pomocy.
Najsłabszym punktem są opisy uczuć i młodzieńczej miłości. Autorowi ten aspekt nie wychodzi najlepiej, moim zdaniem miejscami brakuje mu lekkości, polotu w przeciwieństwie do reszty powieści. Może i dobrze, bo nie jest to romans, a książka o życiu, dojrzewaniu, straconych złudzeniach, nieprawdziwej miłości, przemianie, pełna refleksji, studium obserwacyjne ludzi. Bardzo podobały mi się cytaty z dziennika Luka rozpoczynające kolejne rozdziały powieści.
Powieść świetna na wakacje, idealnie współgra z leżakiem na plaży. Jeśli czytaliście "Stokrotki w śniegu", to i ta książka się Wam spodoba.

Alfred Hitchcock. Nieznana historia Psychozy


"Alfred Hitchcock. Nieznana historia Psychozy" Stephana Rebello stała się podstawą do nakręcenia filmu. W rolę Hitchcocka wcielił się Anthony Hopkins. Książka przedstawia kulisy powstawania kultowej "Psychozy", wspomnienia zatrudnionych przy jej kręceniu aktorów, scenarzystów, asystentów i obsługi technicznej. Wielkim zaskoczeniem był dla mnie fakt, że Hitchcock nakręcił "Psychozę" bez poparcia władz wytwórni i w większości za własne pieniądze. Genialny człowiek, wizjoner, twórca nowego typu kina grozy.
"Psychoza (ang. Psycho) – amerykański film fabularny (dreszczowiec), oparty na podstawie powieści Roberta Blocha, wyreżyserowany przez znanego i cenionego Alfreda Hitchcocka w 1960 roku. Film został wyprodukowany za osiemset tysięcy, a zarobił czterdzieści milionów dolarów.
Psychoza okrzyknięta została klasykiem wśród filmowych thrillerów, a także ugruntowała Hitchcocka jako mistrza suspensu. Doczekała się czterech kontynuacji oraz remake'u, zrealizowanego przez Gusa Van Santa w 1998 roku. Scena morderstwa pod prysznicem przeszła do historii kina i była wielokrotnie parodiowana."
/Źródło: Wikipedia/

Hitchcock stworzył też oryginalną reklamę "Psychozy", a właściciele kin zastosowali się do zaleceń. Widownia została w napisach końcowych poproszona o nie zdradzanie zakończenia finału filmu po wyjściu z kina. 


"Nikt, ale to nikt nie zostanie wpuszczony na salę po rozpoczęciu seansu! Obejrzyj ten film od początku albo... wcale!"



Nawet jeśli nie jesteś wielbicielem twórczości Hitchcocka, to i tak warto przeczytać tę książkę.  

Tajemnica całunu turyńskiego

"Całun turyński to kawałek płótna o wymiarach 437 cm na 113 cm i wadze 2,5 kg. Został utkany ręcznie z lnianej nici. Widnieje na nim wizerunek nagiego mężczyzny o atletycznej budowie, ma on brodę i długie włosy zaplecione w wiele luźnych warkoczy. Jego ciało znaczą liczne rany oraz pojedyncza rana kłuta między 5. i 6. żebrem. Całun przechowywany jest w katedrze św. Jana Chrzciciela w Turynie. Nie ulega wątpliwości, że jednym z przedmiotów wzbudzających dzisiaj wśród ludzi wiele kontrowersji jest Całun Turyński, płótno, na którym można dostrzec blade odbicie ludzkiego ciała z wyraźnymi śladami ran, przypominającymi te – opisane w Ewangeliach – z męki Pana Jezusa. Nie ma jednak poza Całunem innego przedmiotu (lub zjawiska), który byłby poddany tak szczegółowym badaniom, z udziałem przedstawicieli tak licznych dyscyplin naukowych." /Źródło: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/gop63_tajemnica_calunu_turynskiego.html#/
Całun Turyński to najbardziej kontrowersyjny symbol chrześcijaństwa. Jego pochodzenie owiane jest tajemnicą. Naukowcy od lat spierają się w sprawie jego autentyczności, pasjonaci dywagują. Przeprowadzane wielokrotnie badania potwierdzają, że na płótnie leżało martwe ciało umęczonego człowieka. Opierając się na znajomości procesu krzepnięcia krwi, eksperci medycyny sądowej twierdzą, że ciało Jezusa zostało zawinięte w całun dwie i pół godziny od śmierci i pozostało w nim nie dłużej niż 36 godzin, gdyż nie stwierdzono żadnych śladów pośmiertnego rozkładu. Nadal jednak nie wiadomo, mimo coraz nowocześniejszych technologii badań dostępnych medycynie sądowej, w jaki sposób ciało wyemanowało z Całunu.

Autor książki oparł intrygę książki na najsłynniejszej tajemnicy chrześcijaństwa. Na plaży w Los Angeles fale wyrzucają zwłoki zamordowanej w bestialski sposób kobiety. Prowadząca tę sprawę para policjantów, porucznik Mitzi Fallon i detektyw Nick Karakandez z wydziału zabójstw, wkrótce odkrywa, że była to znana hollywoodzka scenarzystka Tamara Jacobs pracująca ostatnio nad filmem fabularnym o Całunie Turyńskim. Okoliczności wskazują, że pisarka mogła zginąć, ponieważ w toku pracy nad filmem posiadła jakiś sekret. Ponadto w Los Angeles grasuje seryjny morderca, który zawija swoje zamordowane ofiary w całun. Czy to on zamordował scenarzystkę, czy też za jej śmiercią kryją się siły znacznie potężniejsze? Szukając odpowiedzi na to pytanie, wraz z bohaterami trafiamy do Libanu, Włoch, Szwajcarii oraz Francji i poznajemy sekrety historii Całunu Turyńskiego. Książka trzyma czytelnika w napięciu. Tajemnicza rozmowa, która odbyła się w Watykanie, morderstwa, komplikacje i zwroty akcji idealnie nadają się na wakacyjny czas relaksu. 

piątek, 25 lipca 2014

Czterdzieści zasad miłości

Wirujący derwisze (tur. Mevlevilik) – zakon muzułmański powstały w XIII wieku w Turcji. Inspiracją do powstania zakonu była mistyczna poezja Rumiego, (zm. w 1273 r. w Konyi). Charakterystyczną cechą uczestników tego zakonu jest medytacja w ruchu w postaci szeregu figur "tanecznych", z których najbardziej widowiskowym jest umiejętność szybkiego wirowania (stąd nazwa). Na świecie znany jest zespół MEKDAR (w Polsce nazwany Tańczącymi Derwiszami) prezentujący swe umiejętności na scenie.

Źródło: Wikipedia







Dosłownie "derwisz" znaczy po persku "żebrak" lub "ubogi". Rytuał derwisza oddziaływał na emocjonalną stronę religijności, zwłaszcza poprzez charakterystyczne tańce, które polegały na wielogodzinnym, nieprzerwanym obracaniu się wokół własnej osi, przy równoczesnym wypowiadaniu słów magicznych. Derwisze próbowali przekształcić islam, religię prawa i rozumu w religię serca, uczucia i
wyobraźni. 
Dżalal ad-Din ar-Rumi, Mevlana nazywany powszechnie - Rumi - poeta, mistyk, który stał się inspiracją autorki "Czterdziestu zasad miłości". Rumi jest autorem poematu "Masnawi i Manawi" uznawanego przez islamistów za drugie po świętej księdze Koran. Rumi nazywany był "poetą miłości", ponieważ myślą przewodnią jego dzieł jest przeświadczenie, że miłość jest mocą stwórczą istnienia wszechświata, a kochanie i bycie zakochanym w bogu – ostatecznym celem na drodze do absolutu. 17 grudnia obchodzone jest jego święto, a do jego mauzoleum pielgrzymują co roku islamiści z całego świata. Rok 2007 był ogłoszony przez UNESCO rokiem Rumiego.
Pierwszy raz taniec derwisza widziałam kilka lat temu w Egipcie. Rzeczywiście robi wrażenie i trudno uwierzyć, że można przez wiele minut, wirować wokół własnej osi i nie utracić równowagi z powodu zawrotów głowy.
Ella Rubenstein - główna bohaterka powieści, wiedzie spokojne życie gospodyni domowej, żony, matki trojga dzieci. Pragnie zmiany. Podejmuje więc pracę recenzentki w wydawnictwie. Pewnego dnia otrzymuje maszynopis powieści nieznanego autora Aziza Zahary pt."Słodkie bluźnierstwa" o średniowiecznym poecie Rumim. Fabuła czytanej przez bohaterkę książki przeplata się ze współczesnością. Kobieta ulega czarowi powieści i postanawia napisać e-mail do autora. Decyzja ta zmienia jej życie. Nić porozumienia, sploty wydarzeń, przeznaczenie... Cudowna, klimatyczna, mistyczna książka, w której przeszłość i teraźniejszość splatają się ze sobą w obronie pasji, namiętności i miłości. Głębokie myśli, filozofia suficka skłaniają do refleksji, przemyśleń i rozważań nad sensem życiem. Jeśli ktoś jest na zakręcie, może pomóc podjąć nowe decyzje lub je zmienić, pomoże otworzyć oczy na to co w życiu jest ważne. Idealnie nadaje się do czytania podczas długich, letnich wieczorów. 



czwartek, 10 lipca 2014

Powtórnie narodzony

Dawno już nie czytałam książki, która wywołała u mnie gęsią skórkę i łzy wzruszenia. Powieść pt. "Powtórnie narodzony" czekała przez kilka miesięcy w mojej poczekalni i jakoś nie miałam okazji, aby po nią sięgnąć. Przeczytałam ją dopiero tydzień temu na meksykańskiej plaży, w cieniu jukatańskich palm.
Bohaterką "Powtórnie narodzonego", z perspektywy której poznajemy całą historię, jest Gemma - pięćdziesięcioletnia Włoszka wiodąca w Rzymie monotonne, ustabilizowane życie u boku męża Giuliano. Pewnego dnia, decyduje się na podróż do Sarajewa - miasta, które całkowicie odmieniło jej życie - by ostatecznie zmierzyć się ze wspomnieniami i rozliczyć się z przeszłością. Przewodnikiem po mieście jest jej przyjaciel sprzed lat, Gojko, bośniacki poeta. To dzięki, niemu poznała podczas pierwszego pobytu w Sarajewie miłość swojego życia - Diego - fotoreportera wojennego z Genui. Zabiera ze sobą szesnastoletnie syna - Pietro  - by pokazać mu miejsce, gdzie przyszedł na świat, ale także po to, by opowiedzieć mu o jego ojcu. Spotkanie z Gojkiem jest dla Gemmy bolesnym i poruszającym doświadczeniem - wspomnienie miłości Diega, wojennej tragedii miasta, bolesne doświadczenia z młodości, głęboko ukryte, powracają w dręczących retrospekcjach zmuszających ją do przeżywania wszystkiego od nowa. Próbuje znaleźć odpowiedzi na dręczące ją od lat pytania, zrozumieć siebie i motywy postępowania Diega. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że mamy do czynienia ze łzawym romansidłem, ale tak nie jest. Zagłębiając się w historię bohaterki, w jej wewnętrzne monologi odkrywamy świat widziany jej oczyma. Świat na wskroś prawdziwy. Nakreślone w powieści postacie są wielowymiarowe. Gemma wzbudza wiele kontrowersyjnych emocji. Miejscami szczerze jej nie znosiłam, aby za chwilę jej współczuć. Złożoność postaci, pełnej kontrastów i sprzeczności pokazuje, że nic w życiu nie jest czarne lub białe, a motywy którymi ludzie się kierują są złożone.  
Margaret Mazzantini zaskoczyła mnie swoim warsztatem pisarskim, wnikliwością i przepięknym językiem. 
Postanowiłam wczoraj obejrzeć film nakręcony w na podstawie tej książki. W rolę głównej bohaterki wcieliła się Penelope Cruz. Niestety, film spłyca poruszane w powieści wątki. Nie uratowała go nawet przepiękna Penelope w roli Gemmy. Diego sprawia w filmie wrażenie chłopca z ADHD, którzy rzuca się na Gemmę, niemalże dokonując na niej gwałtu. W książce wygląda to zdecydowanie inaczej, miłość jest szczera, a chłopak wrażliwy, otwarty na ludzi, mocno osadzony w przeszłości. Z łatwością zyskuje sympatię ludzi, emanuje ufnością i prostotą. Jest typem "swojego chłopaka" z sąsiedztwa. Rozumiem, że w film ma mniej czasu do przekazania treści, ale zamiast pokazywać przez 5 minut sceny tańca w górskim schronisku można było dopowiedzieć istotniejsze dla filmu wątki. Takich niepotrzebnych dłużyzn jest w filmie więcej. Pojawiają się one z wielką stratą dla fabuły. 

sobota, 14 czerwca 2014

Zdrada

Pierwsze chwile ze "Zdradą" były dla mnie rozczarowaniem, to nie był "mój" Paulo Coelho. Język jakby uboższy, zdania ciężkie. Odniosłam wrażenie, że pisarzowi zabrakło lekkości, którą dotąd mnie zachwycał. Z czasem było lepiej, ale ... tylko trochę lepiej.  Jest to, moim zdaniem, najsłabsza książka mojego ulubieńca. Temat mógłby być ciekawy: młoda mężatka (z dziesięcioletnim stażem małżeńskim), kochana przez męża, za którego wyszła za mąż z miłości, wzorowa matka, kobieta sukcesu, dziennikarka, bogata, zadbana, piękna... Czego więcej trzeba do szczęścia? A jednak! Kobieta odczuwa niedosyt, niepokój, nie śpi po nocach, szuka przyczyny swojego stanu ducha. Jest świadoma, że w zasadzie ma wszystko i powinna być szczęśliwa, jest szczęśliwa, ale cały czas pojawia się, to ale. Czyżby depresja, albo kryzys wieku średniego? Wszystko zmienia się, kiedy spotyka swojego byłego chłopaka. Jakub jest znanym politykiem, z którym przeprowadza wywiad. Podczas spotkania budzi się w niej dawno zapomniane uczucie - pożądanie. Coelho świetnie wciela się - już nie pierwszy raz - w kobietę. Rozumie jej stan psychiczny, uczucia, emocje, niepokoje, moralne dylematy, ale też pragnienia, nawet te najbardziej perwersyjne fantazje. Kobieta szuka rozwiązania swojego problemu, udaje się do kilku psychiatrów, nie rezygnuje nawet z metod alternatywnych. Musi jednak stoczyć się, dotrzeć do samego dna, żeby docenić swoje życie. Problem depresji jest ostatnio bardzo popularny, erotyzm kwitnie w literaturze kobiecej jak stokrotki na wiosnę. Zastanawiam się, czy Coelho podąża za modą, czy to przypadek i niezbędny zabieg literacki. Nie do końca jestem przekonana. Mam mieszane uczucia. Po raz pierwszy odnoszę wrażenie, że ta książka została napisana dla pieniędzy.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Ulica Tysiąca Kwiatów

Wydaje mi się, że to jest pierwsza książka japońskiego autora, a właściwie autorki, którą przeczytałam. Gail Tsukiyama urodziła się w Filadelfii, jej ojciec był Japończykiem, a matka Chinką. Przyznaję szczerze, że mimo iż sagi rodzinne nie są moim ulubionym gatunkiem literackim, tę czytałam z pełną fascynacją i żałowałam niezmiernie kiedy dobrnęłam do ostatniej strony. I nie chodziło tutaj o, skądinąd ciekawe losy bohaterów, a bardziej o orientalną kulturę i japońskie tradycje. Zauroczyły mnie szanowane, starannie przestrzegane i uwielbiane przez Japończyków rytuały. U nas taka powaga i misterium pojawiają się w obrzędach religijnych oraz obrzędach związanych ze ślubem i weselem.
Akcja powieści toczy się w latach 1939-66, głównie w Tokio. W tym krótkim czasie Japonia przeżywa wiele tragicznych chwil. Wspomnienia bohaterów sięgają jeszcze dalej, bo do 1923 roku. Dzięki autorce zgłębimy historię Japonii, odnajdziemy tu: wspomnienia o wielkim trzęsieniu ziemi w regionie Kanto w 1923 roku, wspomnienia wojny rosyjsko-japońskiej w Mukdenie, legendę o powstaniu narodu japońskiego oraz obraz II wojny światowej. Akcja toczy się niespiesznie i wciąga w magiczny sposób. Możliwe, że magia tkwi w japońskich ogrodach, kwiatach, płatkach śniegu, a może w opisach barwnych tkanina, z których szyte były kimona. Motywy kwiatowe, żurawie i pióra. Magia. Misterium. Tradycja. Godność. 
Wydarzenia historyczne są tłem dla losów dwóch rodzin. Autorka wprowadza nas w świat zawodników sumo i teatralnych masek. Opisuje losy Japończyków, którzy przeżyli wojny, trzęsienia ziemi, stracili rodziny na skutek zrzucenia bomb atomowych przez Amerykanów. Dwaj bracia Kenji i Hiroshi, osieroceni, wychowywani przez dziadków dążą do spełnienia swoich marzeń. Młodszy Kenji pragnie zostać rzeźbiarzem masek teatralnych, a Hiroshi mistrzem sumo. Obaj osiągają swój cel, ale ich życie osobiste nie przebiega tak jak kariery zawodowe. Dotykają ich nieszczęścia związane z utratą najbliższych. Druga rodzina, to dwie siostry Haru i Aki wychowywane przez ojca, dziewczynki z brzemieniem ciężkim do udźwignięcia przez osoby dorosłe, a co dopiero przez dzieci. Wszyscy bohaterowie powieści przedstawiają niezwykłe osobowości. Każda posiada swój indywidualny, niepowtarzalny rys. Czytelnik zaangażowany jest w śledzenie losów bohaterów, ich słabości, tragedie, miłość, pasję i próby odnalezienia swojego miejsca w świecie, w którym zawsze przyjdzie nam coś utracić. Tragedie przeplatają się z radością, miłością, pragnieniami, oczekiwaniami, marzeniami. Książkę czyta się niespiesznie, smakując niemalże każdą stronę. Powieść jest subtelna, klimatyczna, miejscami nostalgiczna, tragiczna i wzruszająca.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Botanika duszy

"Botanika duszy", to nowa książka autorki "Jedz, módl się, kochaj". Elizabeth Gilbert długo kazała nam czekać na nową powieść, ale warto było uzbroić się w cierpliwość.

Alma Whittaker, bohaterka "Botaniki duszy", to postać ze wszech miar nietypowa, oryginalna i wybitnie inteligentna. Nie sposób dostrzec, że znacznie wyprzedza swoją epokę. Urodzona w 1800 roku w Filadelfii, bogata córka Anglika i Holenderki, od najmłodszych lat obraca się wśród dojrzałych mężczyzn, naukowców, wybitnych osobistości świata botaniki. Celem jej życia jest stała edukacja, zgłębianie wiedzy, odkrywanie, poszukiwanie odpowiedzi. Od najmłodszych lat fascynuje się botaniką, prowadzi badania i obserwacje. Dociekliwa, ambitna, wytrwała, odważna, bez zahamowań. Jej dzieciństwo pozbawione jest beztroskich zabaw, śmiechu i rówieśników. Wydaje się jednak, że Alma wcale tego nie potrzebuje. 
Powieść jest magiczna, wciąga, pochłania do tego stopnia, że nie można się od niej oderwać. Autorka przeprowadza nas nie tylko przez świat nauki, ale również przez proces dojrzewania młodej kobiety. Uczestniczymy w jej przeżyciach, marzeniach, pragnieniach i rozterkach, w poszukiwaniach rozwiązania przyrodniczych zagadek oraz tajemnic ludzkiej duszy. Obserwujemy jak się zmienia, dojrzewa, jak kształtuje się jej osobowość i charakter. Podziwimy, w innym momencie potępiamy, aby za chwilę jej współczuć. 
Pierwsze co przychodzi na myśl podczas lektury, to doskonałe przygotowanie merytoryczne autorki. Szczegółowo nakreślone tło epoki i znajomość świata nauki. Mimo, że początkowo trochę mnie to nudziło, z każdą stroną dałam się jednak pochłonąć i pożerałam książkę do piątej nad ranem. Z żalem odkładałam na miejsce, aby przespać się chociaż kilka godzin. Są też małe zgrzyty, możliwe, jednak, że wynikają z niedoskonałości przekładu. Miejscami pojawiają się słowa, zwroty, które moim zdaniem nie istniały na początku XIX wieku.

czwartek, 22 maja 2014

Jej wszystkie życia

Efekt motyla. Czym jest "efekt motyla" i dlaczego tak się akurat nazywa? Co motyl ma z tym wspólnego? Otóż, nazwa wzięła się z metafory dotyczącej skanu mózgu, który wygląda jak motyl. Twórcą teorii powszechnie znanej jako „efekt motyla” jest Edward Lorenz, matematyk. Jego specjalnością było zastosowywanie algorytmów matematycznych w meteorologii. Mówi się, że trzepot skrzydeł motyla może wywołać tornado. Zjawisko to opisuje tzw. teoria chaosu, która zakłada również, że każdy nasz najmniejszy ruch, a nawet myśl, może mieć ogromny wpływ na naszą przyszłość. Naukowcy starają się więc opracować wzory pozwalające przewidzieć skutki naszych decyzji.
Zastanawialiście się kiedyś nad tym jak potoczyłoby się wasze życie, gdyby jakiś epizod został w nim zmieniony? Gdybyście nie spotkali danej osoby na swojej drodze, albo odwrotnie, gdybyście wsiedli przez pomyłkę do innego pociągu i spotkali osobę, która wywarłaby niesamowity pływ na wasze życie? Albo gdybyście zamiast studiować prawo, wybrali oceanografię?

Ursula, główna bohaterka książki pt. "Jej wszystkie życia" odnosi często wrażenie, że coś podobnego już przeżyła, uczucie De Javu, czasem jest to niepokój, lęk o siebie lub kogoś bliskiego, mgliste uczucie, że wydarzy si,ę coś złego, nieuchronnego. Bohaterka wielokrotnie przeżywa swoje życie, za każdym razem inaczej. Śmierć pojawia się w różnych momentach życiach. Pierwszy raz w dniu jej narodzin, kiedy malutka dziewczynka, umiera nie zaczerpnąwszy ani razu powietrza z czasie śnieżycy w lutym 1910 roku. A co mogło się zdarzyć, gdyby lekarz dotarł do posiadłości na czas? Jak potoczyły by się jej losy? Czytając kolejne rozdziały książki wciąż na nowo przeżywamy życie Ursuli. Czasami umiera już w dzieciństwie, innym razem przeżywa II wojnę światową w Londynie, innym razem w Niemczech. Raz jest samotną alkoholiczką, innym razem nieszczęśliwą mężatką. Czasem kobietą heroiczną, a czasem eteryczną marzycielką. Irracjonalna, niezrozumiała dla niej samej i innych zmiana decyzji, wyboru, reakcji na daną sytuację powoduje, że życie Ursuli toczy się innym torem. Raz lepszym raz gorszym. Okazuje się bowiem, że z pozoru niewielka zmiana potrafi odwrócić życie do góry nogami. Początkowo książka wybitnie mnie nudziła, wydawało mi się, że nie dobrnę do końca. Z każdą stroną, z każdym nowym spojrzeniem na życie Ursuli coraz bardziej dawałam się uwieść powieści. Podziwiałam kunszt pisarski Kate Atkinson. Fascynujące jest bowiem to, że autorka powraca do opisanych już zdarzeń, patrzy na nie z innej perspektywy, widzi je w odmiennym świetle, nanosi oprawki, odwodzi Ursulę od niebezpiecznej decyzji lub popycha w stronę destrukcji. Odnosiłam wrażenie, że pisarka jest malarzem, portrecistką, która przygląda się swojemu modelowi, patrzy na niego i wyobraża sobie życie malowanej postaci. Wizję dynamiczną, plastyczną, różnorodną. Myślę, że to świetny sposób na szlifowanie warsztatu pisarskiego.
Ostatnio podobny temat pojawił się w kilku czytanych przeze mnie książkach, między innymi we wspomnianym niedawno "Dallas`63" Stivena Kinga.

sobota, 17 maja 2014

Kobieta w lustrze

Takiego Erica-Emmanuela jeszcze nie znałam. Zawsze mnie zaskakuje, ale tym razem pobił wszelkie rekordy. Głównie grubością książki, bo to prawdziwa cegła, którą można by rozdzielić na trzy  mniejsze opowieści. Trzy kobiety i trzy losy. Od samego początku wiele łączy te kobiety mimo, że dzielą je epoki. Pierwsza, szesnastowieczna - ucieka sprzed ołtarza. Rezygnuje z dobrej partii małżeńskiej na rzecz pracy, samotnego życia w kobiecej osadzie. Wrażliwa, doskonale współodczuwająca świat przyrody. Boga i Biblię rozumie po swojemu, nie poddaje się naciskom rodziny, ani kościoła. Pisze wiersze, z których wyłania się obraz kobiety wrażliwej, mistycznej, delikatnej, ale też bardzo silnej jeśli chodzi o wyrażanie swoich poglądów i opinii. Poszukuje tego co w życiu jest ważne. Druga - z pozoru szczęśliwa mężatka, bogata, rozpieszczona kobieta z początku XX wieku.  Początkowa zmaga się z duchami przeszłości, próbuje zrozumieć siebie, odnaleźć radość życia, odkryć swój seksualizm i płynącą z niego satysfakcję. Zafascynowana psychoanalizą odchodzi od męża, porzuca majątek, rezygnuje z wysokiej pozycji społecznej i znajomych.  Wiedzie życie kobiety wyzwolonej, niezależnej. Uczy się, szkoli, doskonali. Otwiera gabinet psychoanalizy. Pisze książkę. Trzecia - wschodząca gwiazda kina, kobieta XXI wieku, uwikłana z alkohol, narkotyki, seks z przypadkowymi mężczyznami, uzależniona od swojej agentki filmowej, a zarazem zagubiona, samotna, nieszczęśliwa. Eric-Emmanuel Schmitt zgłębia tajemnice kobiecej duszy. Pisze z wielkim znawstwem o kobietach poszukujących swojego celu w życiu, tęsknotach, obsesjach, błądzeniu. Nie ocenia ich, nie podpowiada.
Trzy przeplatające się historie, trzy kobiety, które wydają się być jedną. Ich losy, są ze sobą splecione mimo czasu, który je dzieli. Ostatnia, zatacza koło, zamyka historię i łączy wszystkie trzy ze sobą. 
Moim zdaniem zabrakło w tej książce tego czym urzekał mnie zawsze Schmitt, czegoś ulotnego, błyskotliwego, zaskakującego w finale. W zasadzie od samego początku można domyślić się jak potoczą się losy trzech bohaterek. Nie było zaskoczenia, ale też nie o nie tutaj chodziło. 

niedziela, 11 maja 2014

Dallas`63

"Dallas`63", to moim zdaniem najlepsza książka Stephen`a Kinga. Korzystając z tajemniczego portalu, główny bohater opowieści cofa się do 1958 roku i podejmuje próbę powstrzymania zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Ekscytująca podróż w czasie, do końca lat pięćdziesiątych i początków sześćdziesiątych kiedy to jeszcze wołowina, coca cola, piwo i inne smakołyki miały wyrazisty, niepowtarzalny smak i aromat. King doskonale oddaje klimat tamtych lat, wypełniony zapachem wypalanych w zastraszających ilościach papierosów, szaloną muzyką, litrami imbirowego piwa, jedzeniem, w którym na próżno szukać konserwantów. 
Jack Epping, nauczyciel języka angielskiego jest przeciętnym mężczyzną, samotnym, porzuconym przez żonę alkoholiczkę.
Pewnego dnia otrzymuje od znajomego właściciela pobliskiego baru propozycję nie do odrzucenia. Starszy mężczyzna znajduje w swojej piwniczce portal, który przenosi go w przeszłość, a konkretnie do 1958 roku. Zafascynowany możliwościami portalu i ogarnięty misją powstrzymania wypadków w Dallas w 1963 roku, mężczyzna przekazuje swój plan i ujawnia portal Jack`owi.   Jack postanawia skorzystać z okazji i odmienić wydarzania sprzed lat. Wysłany w przeszłość przez Kinga dokonuje początkowo niewielkich zmian i wraca do współczesności. To co zastaje, nie zadowala go, więc powtarza podróż w czasie, aby osiągną zamierzony cel. W wyniku efektu domina nawet niewielka ingerencja w wydarzenia powoduje zaskakujące konsekwencje. Poczucie sprawstwa, wrażenie bycia kreatorem ośmiela głównego bohatera i podejmuje on coraz to nowe wyzwania. Identyfikacja z losami poznanych ludzi, tworząca się między nimi więź powoduje, że szuka on idealnych rozwiązań. Ale czy da się doprowadzić do do ideału, czy można wszystkich uszczęśliwić tak, aby nikogo nie skrzywdzić? A co Ty byś zrobił/zrobiła, gdybyś mógł/mogła zmienić losy Ziemi?
No i jeszcze jeden wątek (jest ich całe mnóstwo) miłość Sadie i Jack`a. Miłość ponadczasowa, pozbawiona egoizmu, mądra, na dobre i na złe...
Najbardziej cieszę się, że tym razem King porzucił krwawy horror na rzecz fantastyki. Ta fascynująca podróż w czasie, z zaskakującymi zwrotami akcji, to naprawdę kawał dobrej literatury. Mimo 800 stron czyta się ją błyskawicznie, połykając stronę za stroną.

Joyland

"Joyland" Stephen`a Kinga, to powieść obyczajowa, która znacznie odbiega od tego co dotychczas, może za wyjątkiem Dallas`63, napisał Autor.

Devin Jones, bohater książki zdecydował się na wakacyjną pracę na południu USA. Nie chodzi mu wyłącznie o zarobienie paru groszy, pragnie głównie zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Jego nowa praca nie ma być czymś ambitnym, ani wybitnie ciekawym, czy ekscytującym. Będzie chodzić w kostiumie zwierzaka i zabawiać dzieci. W Joyland chłopak pracuje z pełnym oddaniem. Po jakimś czasie dowiaduje się, że w parku popełniono przed laty morderstwo, a zagadka nie została nigdy wyjaśniona. Krążą jednak wieści, że w lunaparku straszy. Jakże mogłoby być inaczej? Tym bardziej, że w wesołym miasteczku pracuje również ekscentryczna jasnowidzka. Atmosfera parku wciąga Devina tak bardzo, że postanawia w nim popracować dłużej. Niewyjaśnione okoliczności morderstwa, zabójca, który nigdy nie został złapany, tajemnicze zdarzenia, podejrzane zachowanie pracowników... Nie można nie poddać się temu klimatowi. Pomyli się jednak ten, kto sądzi, że ma do czynienia z kryminałem. Książka jest świetną powieścią obyczajową z odrobiną grozy, niespodziewanych zwrotów akcji. Dla starszych czytelników będzie to interesujący powrót do lat 70-tych ubiegłego wieku, a dla młodych fascynujący opis zupełnie innej epoki. Książki Stephen`a Kinga można albo pokochać, albo nienawidzić, ale na pewno nie można przejść obok nich obojętnie.

Bóg nigdy nie mruga, czyli 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu

Pod tym przewrotnym tytułem mieści się 50 felietonów napisanych w trudnym dla Autorki momencie życia. Ciężka choroba stała się przyczynkiem do przewartościowania wielu spraw, podejścia do siebie, rodziny i pracy. Regina po dosyć burzliwym życiu, błędach młodości, zostaje pisarką, a w wieku 40 lat zdobywa tytuł magistra. 
Sama od siebie nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę. Zobaczyłam ją u siostrzenicy Zbyszka. Planując podróż "poślubną" z okazji 25 rocznicy małżeństwa, sącząc czerwone wino i zajadając tiramisu otwieraliśmy na chybił trafił książkę, po to, aby sprawdzić, co niesie nam ślepy los. Zasada: niezależnie od strony, kartkujemy do początku felietonu i czytamy jego tytuł, który brzmi jak życiowa sentencja/porada. Oto kilka z nich, wybrane na chybił trafił:
1. Życie jest za krótkie, żeby tracić czas na nienawiść.
2. Najważniejszym organem płciowym jest mózg.
3. Życie jest niesprawiedliwe, ale i tak jest dobre.
4. To nie twoja sprawa, co myślą o tobie inni.
5. Jeśli musisz utrzymać związek w tajemnicy, nie powinieneś w nim być.
6. Najlepsze jeszcze jest przed nami.
7. Kto o nic nie prosi, niczego nie dostaje.

Felietony Reginy Brett zdobyły popularność wśród czytelników na całym świecie. Przyczepiano je na lodówkach, rozsyłano w e-mailach do bliskich. Opowieści o lekcjach, których udzieliło autorce życie, cytowano na tysiącach blogów i przedrukowywano w gazetach. Mnie urzekła ich prostota, a niektóre z opisanych sytuacji są żywcem wyjęte z mojego życia. Przykładem mogą być wyciągane z nogawki spodni rajstopy czy skarpetki lub mniej zabawne historie z pochopnymi zakupami opłaconymi kartą kredytową...Niektóre felietony można traktować jak życiowe poradniki, czy lekcje, jak woli je nazywać autorka. Dla mnie są to jednak proste, lekko napisane, czasami zabawne, czasami wzruszające historie z życia wzięte. Lektura dla każdego. Jesienią ubiegłego roku ukazał się kolejny zbiór felietonów tej samej autorki pt. "Jesteś cudem, czyli 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym".


Na YouTube możecie wysłuchać kolejnych lekcji z jednej i drugiej książki czytanych przez Ewę Błaszczyk.  TUTAJ>>>

piątek, 9 maja 2014

Zaklinacz czasu

Kim może być Zaklinacz Czasu? Czym się zajmuje? Więzi czas w butelce jak baśniowego Dżina? Przeklina czas, zaklina, wyklina, zatrzymuje, obraca nim, wykręca przestrzeń czasową, zaczarowuje najlepsze chwile naszego życia jak obraz w śnieżnej kuli? Czas biegnie, goni, gna, ucieka nie da się go zatrzymać. Taki zaklinacz każdemu z nas by się przydał, bo próbujemy w coraz przemyślniejszy sposób oszukać czas. Czasami oszukujemy go kłamiąc na temat naszego wieku. Jak jesteśmy zbyt młodzi, dodajemy sobie lat, jak zbyt dojrzali, chętnie ujmujemy sobie lat. Czas możemy też oszukiwać gimnastykując ciało i zachowując na dłużej jego siłę i sprężystość. Czasami oszukujemy czas ubiorem, innym razem kosmetykami, a ci najbardziej zdesperowani operacjami plastycznymi lub zachowanie nieadekwatnym do wieku. Czy w ogóle da się oszukać czas? I czy jest coś takiego jak "nieadekwatne do wieku"?
Czy potrzebujemy odmierzaczy czasu? Jak one wpływają na nasze życie, codzienne funkcjonowanie? Jak czulibyśmy się gdyby nie trzeba było żyć zgodnie z rytmem czasu, zegarów, kalendarzy? Temu odmierzaniu czasu towarzyszy nam lęk. Lęk przed tym, że nie zdążymy, że zabraknie nam czasu. Na co? Chociażby na przeczytanie wszystkich książek, które chcielibyśmy przeczytać, albo na zobaczenie wymarzonych miejsc na Ziemi, na nauczenie się chińskiego, na zdobycie głównej nagrody w konkursie tańca...

"Zaklinacz czasu" opowiada trzy historie i łączy ze sobą osoby, które właściwie nie mają ze sobą wiele wspólnego. Pierwszą z nich jest Dor, żyjący w czasach mitycznej wieży Babel - pierwszy człowiek, który zaczął mierzyć czas i liczyć chwile. Pokutował w jaskinie tysiące lat, aż spotkały się ze sobą stalaktyty i stalagmity. Pokutował za to, że chciał rządzić czasem. Dwoje pozostałych bohaterów to Sarah - współczesna samotna nastolatka przeżywająca miłosne rozterki i Victor - bogaty biznesmen, próbujący kupić dla siebie lepszy czas. Sarah i Victor nigdy by się nie spotkali, bo różni ich niemal wszystko. Połączył ich Dor, zwany już teraz Ojcem Czasem. Ojciec Czas musi wypełnić powierzoną mu przez Boga misję. Musi uświadomić tym dwojgu jakie skutki będą miały ich próby przechytrzenia losu. Ich walka z czasem, której nie mogą wygrać.
Zosia - moja znajoma, wielbicielka dobrej literatury, przypomniała mi kilka dni temu o tej książce, dlatego do niej wracam. Czytałam ją całkiem niedawno, bo może miesiąc lub dwa temu. W zasadzie, to dzięki tej książce sięgnęłam po kolejną, czyli po "Człowieka, którego prześladował czas". Te nieporadne refleksje na temat książki są właśnie dla niej. Magicznego czasu spędzonego na lekturze Zosiu! I Gabrysiu, dla Ciebie. Twoje słowa dodały mi dzisiaj otuchy. Cieszę się, że ktoś czyta to co ja piszę, czym się dzielę. Miło jest czuć dobrą energię wokół siebie. To uspakaja, wycisza, relaksuje, dodaje sił, czasem uskrzydla.
Czy "Zaklinacz czasu" może stać się książką, która zmieni nasze życie? Tego nie wiem, każdy musi to ocenić sam.
Koniecznie muszę przeczytać "Pięć osób, które spotkamy w niebie" tego samego autora. Tytuł brzmi wielce obiecująco.

Trafny wybór

Dwa lata temu, otrzymałam tę książkę na urodziny w kilku egzemplarzach. Przeczytałam ją niemalże natychmiast, chociaż muszę przyznać z całą odpowiedzialnością, że "nie było lekko";-) 

Ponoć jest w niej aż 81 postaci, w tym co najmniej kilkunastu bohaterów pierwszoplanowych. Kolejne rozdziały skupiają się na innych postaciach, początkowo trudno połapać się, kto jest kto. Przy moich dyslektycznych problemach z zapamiętywaniem nazwisk było to rzeczywiście nie lada wyzwanie.

"Trafny wybór", to niełatwa powieść i zupełnie inna od tego do czego przyzwyczaiła nas przez ostatnie lata J.K. Rowling. Uważam, że to wielka odwaga z jej strony, aby po hicie jakim były przygody Harry`ego Pottera napisać taką książkę.  Autorka porusza w niej trudne tematy społeczne. Tematy, które ogólnie nie są łatwe i można je spłycić, przegadać lub popaść w nadmierną demagogię i pretensjonalność. Nie znajdziemy w niej bowiem cudownych dzieci, wspaniałych przygód i niesamowitych stworów. Tutaj przeczytamy o zwyczajnym życiu, z całym jego brudem, hipokryzją i zakłamaniem. Autorka w fikcyjnym miasteczku prezentuje przekrój społeczeństwa, które możemy obserwować wszędzie. Miejsce akcji w zasadzie nie ma znaczenia. Akcja powieści może bowiem dziać się wszędzie w Koziej Wólce czy w Pagford. Poruszane tematy nie należą do najłatwiejszych. Autorka bezlitośnie obnaża najgorsze cechy naszego społeczeństwa - "naszego", bo choć akcja toczy się w Anglii, u nas bywa podobnie. Początkowo trudno jest przebrnąć przez kolejne strony książki, ale z czasem coraz bardziej identyfikujemy się z dramatycznymi losami bohaterów, martwimy się o dzieci narkomanki, współczujemy i trzymamy kciuki za to, żeby się im udało, żeby ich życie się odmieniło. Bardzo trafnie napisała o tym autorka blogu - Karolina Surniak - "Miasto książek", którą pozwolę sobie zacytować:

"Ambicja, zawiść, uprzedzenia zamykają oczy na to, że obok jest ktoś, kto potrzebuje pomocy. Wieloletnia nienawiść do mieszkańców pewnego osiedla, pielęgnowana przez mieszkańców Pagford, zaślepia im oczy, a ci, którzy myślą inaczej, nie mają siły przebicia, nie potrafią bronić swoich racji i sami nie wierzą, że mogliby coś zmienić. Nawet jeśli opowiadają się po dobrej stronie, najczęściej czynią to z równie egoistycznych pobudek, co ich przeciwnicy. Większość z nich wydaje się wręcz obmierzła, i dopiero pod sam koniec, gdy zaczynamy wiedzieć o nich naprawdę dużo, ich pobudki stają się dla nas przynajmniej w części zrozumiałe."
Powoli rozplątujemy kolejne zawiłości i supełki, wszystko staje się jasne, chcemy, żeby wydarzenia potoczyły się inaczej, ale życie jest brutalne. Książka wciąga do tego stopnia, że nie możemy oderwać się od kolejnych jej stron. Emocje sięgają zenitu, a przynajmniej w moim wypadku tak było;-). 
Zafascynował mnie również przepiękny język jakim operuje J.K. Rowling. Bogaty, wnikliwy, niezwykle plastyczny. Powieściopisarka maluje słowami. Już mało kto tak pisze. Uważam, że udowodniła tą powieścią, że jest naprawdę świetną pisarką. 


Dziewczyna w błękitnej sukience

Skoro weszłam już w krąg literatury dla kobiet, wspomnę o książce, którą czytałam jakiś czas temu. "Dziewczyna w błękitnej sukience" Graynor Arnold, to powieść o miłości, troskach i rozstaniu przedstawiająca prywatne życie znanej pary: Catherine i Charlesa Dickensów.

Autorka śledzi historię pisarza, ale zmienia imiona wszystkich bohaterów. Wystarczy jednak połączyć kropki, by odkryć, czyim życiorysem jest inspirowana ta opowieść.
Piękna, bogata, z dobrego domu, oczarowana energią i urokiem osobistym młodego, ale biednego mężczyzny dziewczyna wychodzi za mąż za młodego, dość ekscentrycznego przyszłego pisarza. Życie u jego boku nie jest usłane różami, okazuje wręcz pasmem trosk i upokorzenia. Nie do takiego życia przywykła i nie tak miała wyglądać jej romantyczna wizja miłości. Młoda kobieta rodzi dziecko za dzieckiem, popada w depresję, a mąż odsuwa się od niej pozbywając się jej z domu. Opuszczona przez wiecznie romansującego i ewidentnie zaburzonego męża oraz pozbawiona dzieci żyje w odosobnieniu. 
Eteryczna, zawieszona między piekłem a ziemią postać głównej bohaterki osobiście mnie denerwuje. Nie potrafiłam się z nią utożsamić, zrozumieć, ani polubić. Ale to oczywiście wyłącznie moje odczucie. Pamiętajmy, że to dziewiętnastowieczny Londyn i zupełnie inne czasy dla kobiet i relacji damsko-męskich. 
Nigdy nie interesowałam się biografią Karola Dickensa więc nie potrafię odnieść się do zbieżności faktów z jego życia, a opisanymi wydarzeniami w powieści. Jeśli jednak choć trochę przypominał powieściowego Arnolda, to był człowiekiem kontrowersyjnym, hipokrytą, który inaczej żył w zaciszu domowych pieleszy, a co innego głosił w swoich "powieściowych przesłaniach". 
"Dziewczyna w niebieskiej sukience", to dość melancholijna i nastrojowa powieść. Polecam ją tym, którym nie przeszkadzają zmienione fakty biograficzne, a lubiącym historię w zbeletryzowanej postaci. A tym, którzy wolną trzymać się faktów historycznych polecam "Sekretną kochankę Dickensa" autorstwa znanej pisarki i znawczyni epoki Claire Tomalin, którą opiszę osobno.

czwartek, 8 maja 2014

Wieczorem w Paryżu

Proponuję dzisiaj pewną odmianę od tego co zazwyczaj polecam. Tym razem powieje romantyzmem;-) Nie romansidłem, a romantyzmem.
Alain Bonnard to właściciel Cinéma Paradis w Paryżu. Powiedziałabym, że to młody człowiek o starej duszy. Od dziecka kocha stare filmy. Miłość do filmów rozbudził w nim wujek, który przechodząc na emeryturę przekazał mu ukochane kino. Alain dla starego, studyjnego kina bez popcornu i coca coli zrezygnował z dobrze płatnej pracy. Główny bohater jest "mężczyzną na wymarciu". Nie ciągnie kobiety do łóżka już na pierwszej randce. Ważniejsze są dla niego chwile uniesienie, oczekiwanie, ukradkowe spojrzenia. Możliwe, że dla wielu to zbyt infantylne, ale dla bogatych duchowo osób książka powinna być plastrem na skołatane nerwy i rozedrgane serca. Jest zupełnym przeciwieństwem "50 twarzy Greya". Nie znajdziecie tutaj seksualnych pragnień, erotycznych fantazji. Mimo to książka łaskocze zmysły. Oczekujemy, domyślamy się wybuchu żaru i namiętności. Uczucie między Alainem i tajemniczą kobietą uwodzi, obiecuje, zachęca, rozbudza wyobraźnię. Miłość, która wydaje się głęboka, pełna namiętności, a zarazem czysta, prawdziwa. Akcja książki "Wieczorem w Paryżu" autorstwa Nicolasa Barreau rozgrywa się w stolicy Francji. W miejscu, które przez tych którzy tam żyją, przyjeżdżają, ale i przez tych, którzy nigdy tam nie byli, uważanym za "miasto miłości". Akcja powieści snuje się niespiesznie, wiernie oddaje klimat paryskiego przedmieścia. Opisy Paryża zostały zgrabnie wplecione w fabułę. Aż się chce tam pojechać i zobaczyć, poczuć klimat, zapach, przejść ścieżką zakochanych. Moc pozytywnej energii bije z każdej niemalże strony, odrobina dowcipu, żartu. Całość idealna na sobotni wieczór przy herbatce z cynamonem, goździkami i plasterkiem pomarańczy.
Nie łudźcie się jednak, że powieść jest wysokich lotów, znam wiele lepszych od tej, ale mimo to warto ją przeczytać;-) 
Nicolas Barreau urodził się w Paryżu. Sukces przyniosły mu romantyczne powieści, które trafiały na szczyty list bestsellerów m.in. we Włoszech. Jego książka „Wieczorem w Paryżu” została wydana w Polsce w 2014 roku dzięki Bukowemu Lasowi.

Abecelki i tajemnica Bursztynowego Domu


"Abecelki i tajemnica Bursztynowego Domu" autorstwa Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby, to ciepła, pełna humoru opowieść o perypetiach pierwszoklasistów: Franka, Olka i Doroty, klimatem przypominająca „Dzieci z Bullerbyn”, ale osadzona w polskich realiach. Dzieciaki - zwane w książce Abecelkami, bo dopiero uczą się alfabetu - mają niesamowite pomysły, ciągle toczą boje z rodzeństwem i zadręczają swoją nauczycielkę pytaniami. Narratorem jest sympatyczny, ciekawy świata Franek, który z humorem opowiada o tajemnicach małego miasteczka. Franek ma siedem lat i z niecierpliwością czeka na rozpoczęcie roku szkolnego. Marzy o szkole i o tym, że wreszcie będzie miał wakacje jak jego starsza siostra oraz o tym, że wykrzyczy się w szkole na przerwach, bo w domu rodzice mu na to nie pozwalają. Franek opowiada o tym, jak cała klasa pojechała do teatru na przedstawienie „Kopciuszek”, a Franek z Olkiem i Dorotą odkryli, że książę był fałszywy, jak pierwszego dnia wiosny topiono Marzannę i chłopcy z pierwszej klasy przebrani za Indian wstąpili na wojenną ścieżkę z Indianami z zerówki i jak przygotowywano wystąpienie z okazji Dnia Matki, a Olek zapomniał trzeciej zwrotki wiersza dla mamy...

Kontynuacją historii jest książka pt. "Abecelki i duch Bursztynowego Domu". Opowieść ukrywa tajemnicę - ducha, który podobno straszy, choć nikt go nie widział. W wolnych chwilach dzieciaki próbują rozwikłać zagadkę tajemniczego ducha, dowiadują się bowiem, że tylko one mogą uwolnić ducha od cierpień. Abecelki, to wg mnie kolejna książka, która powinna znaleźć się w kanonie szkolnych lektur. Książka została nagrodzona Nagrodą Literacką im. Kornela Makuszyńskiego, znajduje się również wśród polecanych do czytania przez Radę Literacką Fundacji „ABCXXI – Cała  Polska czyta dzieciom”
.

Malutka czarownica

Ostatnio robię się sentymentalna i zdarza mi się, że przeglądając nowości wydawnicze w księgarniach, zatrzymuję się jak urzeczona przed regałem z literaturą dziecięcą. "Malutka Czarownica", to jedna z piękniejszych, zaraz po "Dzieciach z Bullerbyn", książek mojego dzieciństwa. Pamiętam jak marzyłam o tym, żeby dostąpić zaszczytu bycia taką właśnie czarownicą. Ponoć Otfiried Preussler napisał ją z myślą o swojej córeczce, która bała się ciemności i złych czarownic. "Przecież nie ma złych czarownic" - miał powiedzieć pisarz. Można się o tym osobiście przekonać czytając tę lekturę. Malutka Czarownica mieszka ze swoim krukiem Abraksasem w zaczarowanym domku w głębi lasu i pilnie uczy się czarów. Czarownica opacznie rozumie zadania, które ma wykonać i przeżywa z tego powodu wiele śmiesznych perypetii. Jako dziecko uwielbiałam ją za jej szczerość, dobroduszność i życzliwość.

Koniec epoki kredy

"Książka Aleksandry Pezdy – “Koniec Epoki Kredy” to reporterski przewodnik survivalu w nowoczesnym świecie IT dla nauczycieli. Równie dobrze mogłaby nosić tytuł Sztuka przetrwania w internecie, a w każdym kolejnym rozdziale wszyscy leniwi belfrzy podchodzący do internetu jak pies do jeża dowiadywaliby się, że za pomocą analogów noża, patyków i krzesiwa można przeżyć najbardziej wrogim terenie opanowanym przez dzikie plemiona uczniów. Aleksandra Pezda pokazuje, podobnie jak Bear Grylls w swoim programie o przetrwaniu, skoro ja mogę to znaczy, że Ty też!"
polecam również informacje o książce zamieszczone na stronie:

środa, 7 maja 2014

Mój mały macho jest typowym przedstawicielem swego gatunku

"[...] Zasadniczo dziewczęta są bardziej pilne i posłuszne. W przeciwieństwie do chłopców przykładają większą wagę do detali. Podczas gdy ich zeszyty szkolne są często pięknie udekorowane i wyglądają jak małe dzieła sztuki, większość chłopców przejawia minimalizm. Prowadzenie zeszytu pozostawia u nich wiele do życzenia. Tematy są wpisywanie pospiesznie, a teksty notowane niechlujnie."
Fragment książki pt. "Kryzys małego macho" autorstwa Allana Guggenuhl`a.

Mam dwie dorosłe już córki i jedenastoletniego syna. Mimo, że na swoim koncie mam ponad 22 lata pracy pedagogicznej, edukacja i wychowanie chłopców nadal stanowią dla mnie zagadkę. Może dlatego, że nigdy nie miałam brata? Kiedy więc w/w książka wpadła w moje ręce ogarnęła mnie euforia. W zasadzie nie zawiera niczego odkrywczego, niby o wszystkim zawsze wiedziałam, ale mimo to, nastraja do przemyśleń i refleksji. Mam nadzieję, że znajdziecie w niej odpowiedź na pytania: Dlaczego chłopcy mają w szkole więcej problemów niż dziewczynki? Czemu wciąż wdają się w bójki? Skąd ich upór i harda mina? Czy sport i gry komputerowe to jedyna uznawana przez nich forma rozrywki? A nawet jeżeli nie znajdziecie, ...;-)... to chociaż lepiej zrozumiecie swoich małych macho... . Życzliwiej spojrzycie na swoich uczniów, z większym dystansem i zrozumieniem, a może inaczej zaplanujecie pracę w klasie? Warto zastanowić się jakie sytuacje dadzą im szansę "przeskoczyć" pilne koleżanki. Pamiętajcie, Koleżanki Nauczycielki (bo Kolegów - Chłopaków/Macho, to chyba nie dotyczy), że jesteście jednak kobietami, kiedyś dziewczynkami stąd łatwiej jest Wam zidentyfikować się z dziewczynkami niż z chłopcami. Pół biedy kiedy w dzieciństwie byłyście chłopczycami i teraz macie słabość do chłopaków, ale co jeśli lubicie kokardki we włosach, porządek, dokładność, dyscyplinę, a te łobuziaki wciąż Was denerwują? Taaaaak! Ta książka jest dla Was, bo szkoła jest przeznaczona dla obojga płci.

A oto fragmenty recenzji z okładki w/w książki i ze stron internetowych:
Chłopcy i dziewczęta różnią się od siebie, nawet jeżeli niektórzy zachowują się tak, jakby o tym zapomnieli! To głównie geny i hormony decydują o żeńskich i męskich cechach i sposobie bycia, nie tylko wychowanie i społeczeństwo. Dlatego mądry rodzic i pedagog będzie wykorzystywał wszystkie różnice płci, by uczynić z nich atut. Autor niniejszej książki, psycholog i ojciec, zaprasza nas do poznania świata chłopców. Podpowiada, co powinno się zmienić w szkole i w domu, by mały macho mógł w pełni wykorzystać wszystkie dane mu przez naturę możliwości, by respektowane były jego potrzeby, a problemy we właściwy sposób rozwiązywane. Dawno, dawno temu w dalekiej krainie... maluchy wychowywane były zgodnie z wolą matki natury - dziewczynki jako kobiety, a chłopcy jako mężczyźni. Nikt się temu nie dziwił, choć pewnie nie wszystko było idealne. Aż tu nagle przyszła wiedźma Przesada i oznajmiła, że odtąd ani one, ani oni nie będą chłopcami i dziewczętami, tylko dziećmi. A co było dalej, o tym już wszyscy wiemy - ołowiane żołnierzyki okazały się zbyt brutalne, a szmaciane lalki nagle zaczęły ograniczać możliwość wyboru. Niniejsza publikacja skupia się na kryzysie małych macho, czyli chłopców, prezentuje wiele trafnych pedagogiczno-socjologicznych spostrzeżeń, uzmysławia rodzicom i nauczycielom, że różnice między płciami będą zawsze - chłopiec inaczej myśli i mówi, w sobie właściwy sposób się rozwija. Wszystkie te odmienności trzeba uszanować i postarać się uczynić z nich atut.

Wychowanie chłopców

Obiecałam jakiś czas temu napisać kilka słów o tej książce. Właśnie ją skończyłam i muszę powiedzieć, że warta była przeczytania. Książka porządkuje wiedzę o wychowaniu dzieci, rzuca nowe światło na współczesne odkrycia i badania, przy tym jest to spojrzenie krytyczne i życzliwe. Tytuł sugeruje, że dotyczy wychowania chłopców, ale oczywiście to nie do końca prawda. Pewnie dlatego, że wychowania dziecka nie da się rozdzielić grubą krechą: chłopiec - dziewczynka. Aby opisać wszystko co się w niej znajduje musiałabym napisać spory artykuł na jej temat, dlatego ograniczę się do kilku ciekawych kwestii.
W 2006 roku naukowcy odkryli istnienie tzw. neuronów lustrzanych. Są to grupy komórek nerwowych otaczających nasze nerwy ruchowe. Pełnią one niezwykłą rolę... odwzorowują wszystko, co obserwujemy. Takie rejestry przechowywane są w naszym mózgu, aby wykorzystać je w odpowiednim momencie. Dzięki temu jesteśmy w stanie szybko nabyć nowe umiejętności. I wszystko staje się jasne... nasze dzieci uczą się poprzez obserwację... Mimo, że nigdy nie uczyliśmy naszej córeczki posługiwać się szminką ona sama świetnie to umie, bo doskonale czynność opanowała obserwując mamę malującą się przed wyjściem na przyjęcie. 

Wniosek: trzeba bardzo uważać, w jaki sposób zachowujemy się w obecności dzieci, jakie programy pozwalamy dzieciom oglądać w telewizji oraz w jakie gry wolno im grać - musimy sobie bowiem uświadomić, jak ważne jest unikanie obrazów przemocy i brutalnego seksu. Kiedy chłopczyk widzi swojego ojca, który całuje matkę, przytula ją lub obejmuje, tworzy w mózgu prawidłowy obraz zachowań. W przyszłości będzie szanował swoją partnerkę, przytulał i całował, ale jeśli jego edukacja ograniczy się do brutalności i pornografii...? 

Inna ciekawa rzecz szeroko omówiona w książce, to pomysł inny niż lansuje się obecnie w Polsce, a również dotyczący wieku rozpoczynania nauki w szkole. Autor forsuje odważny pomysł, aby chłopcy rozpoczynali naukę rok później niż dziewczynki. Dziewczynki szybciej przechodzą proces socjalizacji, łatwiej dostosowują się do norm i zasad panujących w szkole, lubią wykonywać polecenia nauczycielki. Chłopcy trudniej znoszą rozłąkę z rodzicami, później osiągają sprawność grafomotoryczną, potrzebują więcej ruchu i w związku z tym trudniej jest im usiedzieć w ławce. Oczywiście każde dziecko jest inne i autor podkreśla, że trzeba je traktować indywidualnie. 
Poza szczegółowo omówioną rolą ojca w procesie wychowania, motywacją w procesie uczenia się, zainteresowaniami i potrzebami chłopców, książka pełna jest opowieści z życia wziętych i humorystycznych rysunków.