O czym pomyślelibyście otrzymując w żółtej kopercie odręcznie wykaligrafowany liścik o treści: "Piszę tych kilka słów po prostu po to, by Ci powiedzieć, że Cię kocham. Podpisane: Ty wiesz kto"?... No właśnie... Każdy z obdarowanych tym listem od razu wiedział od kogo go otrzymał... a przynajmniej chciał wierzyć, że to właśnie od tej osoby on pochodzi. Brzmi jak tanie romansidło? Nic bardziej mylnego. Eric-Emmanuel Schmitt nie specjalizuje się w romansach. Jego książki wzruszają, dają do myślenia, zmuszają do "pochylenia się" nad trudnymi sprawami, dostarczają egzystencjalnych przemyśleń, ale nie nigdy nie są romansami, nawet wtedy kiedy autor pisze o miłości. "Papugi z Placu d`Arezzo", to jak romans z miłością pod wieloma postaciami. Pisarz dokonuje introspekcji ludzkiej natury. Każda z nakreślonych przez niego postaci jest inna, kierują nią inne emocje, targają różne namiętności, dla każdej z nich czymś innym jest uczucie, miłość, ekstaza, seks... Początkowo wydaje się, że bohaterów książki łączy wyłącznie miejsce zamieszkania. Codziennie się mijają, czasami zamienią ze sobą kilka zdań, obserwują i obmawiają się za plecami, wzajemnie wiedzą o sobie wiele lub niewiele... jak to sąsiedzi. Z czasem jednak dostrzegamy więcej cech wspólnych, które są niezależne od statusu materialnego, pochodzenia, pozycji społecznej, płci, wieku, czy urody. Akcja rozwija się wolno, tak jak wolno toczy się zwykły dzień, nie ma pośpiechu, aby ją popędzać, ponaglać. Dies irae (łac. Dzień gniewu) jest do przewidzenia i nie o to tutaj chodzi, aby prześcigać się w tym, kto pierwszy wiedział jak się wszystko skończy. Istotą jest dlaczego tak się dzieje, czy zawsze życie toczy się po naszej myśli? Na ile potrafimy zapanować nad naszymi pragnieniami i żądzami? Jak nasza przeszłość wpływa na nasze tu i teraz? Ile rzeczy od nas zależy, a ile zależy od zbiegu okoliczności, od dobrej lub złej woli innych. Tę książkę, mimo, że bardzo mnie miejscami irytowała, warto przeczytać. Dla purytańskiej Polski, jest to lektura trudna, miejscami może być nie do przyjęcia, ale cóż... samo życie...;-)