Strona główna

sobota, 14 czerwca 2014

Zdrada

Pierwsze chwile ze "Zdradą" były dla mnie rozczarowaniem, to nie był "mój" Paulo Coelho. Język jakby uboższy, zdania ciężkie. Odniosłam wrażenie, że pisarzowi zabrakło lekkości, którą dotąd mnie zachwycał. Z czasem było lepiej, ale ... tylko trochę lepiej.  Jest to, moim zdaniem, najsłabsza książka mojego ulubieńca. Temat mógłby być ciekawy: młoda mężatka (z dziesięcioletnim stażem małżeńskim), kochana przez męża, za którego wyszła za mąż z miłości, wzorowa matka, kobieta sukcesu, dziennikarka, bogata, zadbana, piękna... Czego więcej trzeba do szczęścia? A jednak! Kobieta odczuwa niedosyt, niepokój, nie śpi po nocach, szuka przyczyny swojego stanu ducha. Jest świadoma, że w zasadzie ma wszystko i powinna być szczęśliwa, jest szczęśliwa, ale cały czas pojawia się, to ale. Czyżby depresja, albo kryzys wieku średniego? Wszystko zmienia się, kiedy spotyka swojego byłego chłopaka. Jakub jest znanym politykiem, z którym przeprowadza wywiad. Podczas spotkania budzi się w niej dawno zapomniane uczucie - pożądanie. Coelho świetnie wciela się - już nie pierwszy raz - w kobietę. Rozumie jej stan psychiczny, uczucia, emocje, niepokoje, moralne dylematy, ale też pragnienia, nawet te najbardziej perwersyjne fantazje. Kobieta szuka rozwiązania swojego problemu, udaje się do kilku psychiatrów, nie rezygnuje nawet z metod alternatywnych. Musi jednak stoczyć się, dotrzeć do samego dna, żeby docenić swoje życie. Problem depresji jest ostatnio bardzo popularny, erotyzm kwitnie w literaturze kobiecej jak stokrotki na wiosnę. Zastanawiam się, czy Coelho podąża za modą, czy to przypadek i niezbędny zabieg literacki. Nie do końca jestem przekonana. Mam mieszane uczucia. Po raz pierwszy odnoszę wrażenie, że ta książka została napisana dla pieniędzy.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Ulica Tysiąca Kwiatów

Wydaje mi się, że to jest pierwsza książka japońskiego autora, a właściwie autorki, którą przeczytałam. Gail Tsukiyama urodziła się w Filadelfii, jej ojciec był Japończykiem, a matka Chinką. Przyznaję szczerze, że mimo iż sagi rodzinne nie są moim ulubionym gatunkiem literackim, tę czytałam z pełną fascynacją i żałowałam niezmiernie kiedy dobrnęłam do ostatniej strony. I nie chodziło tutaj o, skądinąd ciekawe losy bohaterów, a bardziej o orientalną kulturę i japońskie tradycje. Zauroczyły mnie szanowane, starannie przestrzegane i uwielbiane przez Japończyków rytuały. U nas taka powaga i misterium pojawiają się w obrzędach religijnych oraz obrzędach związanych ze ślubem i weselem.
Akcja powieści toczy się w latach 1939-66, głównie w Tokio. W tym krótkim czasie Japonia przeżywa wiele tragicznych chwil. Wspomnienia bohaterów sięgają jeszcze dalej, bo do 1923 roku. Dzięki autorce zgłębimy historię Japonii, odnajdziemy tu: wspomnienia o wielkim trzęsieniu ziemi w regionie Kanto w 1923 roku, wspomnienia wojny rosyjsko-japońskiej w Mukdenie, legendę o powstaniu narodu japońskiego oraz obraz II wojny światowej. Akcja toczy się niespiesznie i wciąga w magiczny sposób. Możliwe, że magia tkwi w japońskich ogrodach, kwiatach, płatkach śniegu, a może w opisach barwnych tkanina, z których szyte były kimona. Motywy kwiatowe, żurawie i pióra. Magia. Misterium. Tradycja. Godność. 
Wydarzenia historyczne są tłem dla losów dwóch rodzin. Autorka wprowadza nas w świat zawodników sumo i teatralnych masek. Opisuje losy Japończyków, którzy przeżyli wojny, trzęsienia ziemi, stracili rodziny na skutek zrzucenia bomb atomowych przez Amerykanów. Dwaj bracia Kenji i Hiroshi, osieroceni, wychowywani przez dziadków dążą do spełnienia swoich marzeń. Młodszy Kenji pragnie zostać rzeźbiarzem masek teatralnych, a Hiroshi mistrzem sumo. Obaj osiągają swój cel, ale ich życie osobiste nie przebiega tak jak kariery zawodowe. Dotykają ich nieszczęścia związane z utratą najbliższych. Druga rodzina, to dwie siostry Haru i Aki wychowywane przez ojca, dziewczynki z brzemieniem ciężkim do udźwignięcia przez osoby dorosłe, a co dopiero przez dzieci. Wszyscy bohaterowie powieści przedstawiają niezwykłe osobowości. Każda posiada swój indywidualny, niepowtarzalny rys. Czytelnik zaangażowany jest w śledzenie losów bohaterów, ich słabości, tragedie, miłość, pasję i próby odnalezienia swojego miejsca w świecie, w którym zawsze przyjdzie nam coś utracić. Tragedie przeplatają się z radością, miłością, pragnieniami, oczekiwaniami, marzeniami. Książkę czyta się niespiesznie, smakując niemalże każdą stronę. Powieść jest subtelna, klimatyczna, miejscami nostalgiczna, tragiczna i wzruszająca.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Botanika duszy

"Botanika duszy", to nowa książka autorki "Jedz, módl się, kochaj". Elizabeth Gilbert długo kazała nam czekać na nową powieść, ale warto było uzbroić się w cierpliwość.

Alma Whittaker, bohaterka "Botaniki duszy", to postać ze wszech miar nietypowa, oryginalna i wybitnie inteligentna. Nie sposób dostrzec, że znacznie wyprzedza swoją epokę. Urodzona w 1800 roku w Filadelfii, bogata córka Anglika i Holenderki, od najmłodszych lat obraca się wśród dojrzałych mężczyzn, naukowców, wybitnych osobistości świata botaniki. Celem jej życia jest stała edukacja, zgłębianie wiedzy, odkrywanie, poszukiwanie odpowiedzi. Od najmłodszych lat fascynuje się botaniką, prowadzi badania i obserwacje. Dociekliwa, ambitna, wytrwała, odważna, bez zahamowań. Jej dzieciństwo pozbawione jest beztroskich zabaw, śmiechu i rówieśników. Wydaje się jednak, że Alma wcale tego nie potrzebuje. 
Powieść jest magiczna, wciąga, pochłania do tego stopnia, że nie można się od niej oderwać. Autorka przeprowadza nas nie tylko przez świat nauki, ale również przez proces dojrzewania młodej kobiety. Uczestniczymy w jej przeżyciach, marzeniach, pragnieniach i rozterkach, w poszukiwaniach rozwiązania przyrodniczych zagadek oraz tajemnic ludzkiej duszy. Obserwujemy jak się zmienia, dojrzewa, jak kształtuje się jej osobowość i charakter. Podziwimy, w innym momencie potępiamy, aby za chwilę jej współczuć. 
Pierwsze co przychodzi na myśl podczas lektury, to doskonałe przygotowanie merytoryczne autorki. Szczegółowo nakreślone tło epoki i znajomość świata nauki. Mimo, że początkowo trochę mnie to nudziło, z każdą stroną dałam się jednak pochłonąć i pożerałam książkę do piątej nad ranem. Z żalem odkładałam na miejsce, aby przespać się chociaż kilka godzin. Są też małe zgrzyty, możliwe, jednak, że wynikają z niedoskonałości przekładu. Miejscami pojawiają się słowa, zwroty, które moim zdaniem nie istniały na początku XIX wieku.