Pierwsze chwile ze "Zdradą" były dla mnie rozczarowaniem, to nie był "mój" Paulo Coelho. Język jakby uboższy, zdania ciężkie. Odniosłam wrażenie, że pisarzowi zabrakło lekkości, którą dotąd mnie zachwycał. Z czasem było lepiej, ale ... tylko trochę lepiej. Jest to, moim zdaniem, najsłabsza książka mojego ulubieńca. Temat mógłby być ciekawy: młoda mężatka (z dziesięcioletnim stażem małżeńskim), kochana przez męża, za którego wyszła za mąż z miłości, wzorowa matka, kobieta sukcesu, dziennikarka, bogata, zadbana, piękna... Czego więcej trzeba do szczęścia? A jednak! Kobieta odczuwa niedosyt, niepokój, nie śpi po nocach, szuka przyczyny swojego stanu ducha. Jest świadoma, że w zasadzie ma wszystko i powinna być szczęśliwa, jest szczęśliwa, ale cały czas pojawia się, to ale. Czyżby depresja, albo kryzys wieku średniego? Wszystko zmienia się, kiedy spotyka swojego byłego chłopaka. Jakub jest znanym politykiem, z którym przeprowadza wywiad. Podczas spotkania budzi się w niej dawno zapomniane uczucie - pożądanie. Coelho świetnie wciela się - już nie pierwszy raz - w kobietę. Rozumie jej stan psychiczny, uczucia, emocje, niepokoje, moralne dylematy, ale też pragnienia, nawet te najbardziej perwersyjne fantazje. Kobieta szuka rozwiązania swojego problemu, udaje się do kilku psychiatrów, nie rezygnuje nawet z metod alternatywnych. Musi jednak stoczyć się, dotrzeć do samego dna, żeby docenić swoje życie. Problem depresji jest ostatnio bardzo popularny, erotyzm kwitnie w literaturze kobiecej jak stokrotki na wiosnę. Zastanawiam się, czy Coelho podąża za modą, czy to przypadek i niezbędny zabieg literacki. Nie do końca jestem przekonana. Mam mieszane uczucia. Po raz pierwszy odnoszę wrażenie, że ta książka została napisana dla pieniędzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz