Strona główna

niedziela, 26 kwietnia 2015

Trening uważności

Skoro już jestem przy poradnikach, to zaproponuję kolejny, który dosyć mocno wiąże się z poprzednim, czyli Mindfulness. O sztuce uważności. 

Najczęściej cytowana definicja mindfulness określa go, jako szczególny rodzaj uwagi: świadomej, nieosądzającej i skierowanej na bieżącą chwilę (Jon Kabat-Zinn, 1990), odnosi się tym samym do doświadczenia świata, które znajduje się poza naszymi oczekiwaniami i jest rodzajem doświadczania rzeczy „takimi, jakimi są” (Ray, 2002). 

Czym jest uważność? Jaki ma wpływ na nasze życie?

Czy my Europejczycy, ludzie zachodu potrafimy medytować? Nauczyciele buddyjscy i trenerzy mindfulness podkreślają, że najważniejsze to to, co dzieje się pomiędzy sesjami, czyli bycie całkowicie obecnym wobec doświadczenia płynącego zarówno z zewnątrz (inni ludzie) jak z wewnątrz (własne myśli, uczucia, wrażenia) w każdej chwili. Nie chodzi o umiejętność skoncentrowania się na danym obiekcie, odczuciu, człowieku. W ramach treningu minfulness pracuje się z ciałem, myślami, emocjami, a medytacja pozwalam nam oduczyć się starych, wyuczonych schematów. Tak jak wspomniałam wyżej, takim schematem jest np. nieustanne bycie uprzejmym, a co za tym idzie przejmujący, podświadomy strach przed odrzuceniem, strach przed tym, że inni nas odrzucą, odtrącą jak im odmówimy, jak nie będziemy mili, pomocni, uważni itp. To my sami kreujemy własne cierpienie.

Książka podzielona jest na trzy części:
Z pierwszej dowiemy się jak kreujemy bezrefleksyjny styl życia oraz w jaki sposób nasz strach i stosowane przez nas strategie radzenia sobie z nim przyczyniają się do cierpienia, jakie odczuwamy. Z drugiej możemy nauczyć się sposobów bycia w obecności bez uciekania się do wypróbowanych reaktywnych myśli i uczuć. Trzecia podpowiada praktykowanie uważności we wszystkich obszarach życia.  
Autor obiecuje, że stosując się do jego zaleceń pozbędziemy się życiowego bałaganu, poprawi się nasze zdrowie psychiczne, relacje z innymi staną się głębsze i sensowniejsze, otworzymy się na piękno, prawdę i współczucie.

Bezrefleksyjność cechuje się brakiem elastyczności i chęcią przeforsowania zbudowanych na strachu strategii radzenia sobie bez względu na ich ewentualne rezultaty. Możesz wpadać w gniew lub przejawiać niepokój, możesz się rozwieść lub zacząć odczuwać wiele różnych objawów fizycznych, możesz próbować "naprawić" swoje życie za pomocą kolejnej diety, leków lub konsumpcyjnego nastawienia, a potem zastanawiać się, dlaczego żaden z tych pomysłów się nie sprawdza. Tak długo jak twoje reakcje będą bazować na strachu, niwiele sposobów będzie działać. Jeden z pionierów psychologii Abraham Maslow (1970) powiedział, że jeśli w twojej skrzynce z narzędziami masz tylko młotek, to w końcu na wszystko reagujesz tak, jakby to był gwóźdź" /fragment książki, str. 22/

piątek, 24 kwietnia 2015

Bycie miłym to przekleństwo

Kiedy mój wzrok zarejestrował kątem oka tytuł książki, od razu wiedziałam, że jest ona dla mnie. I nie tylko dla mnie. Zdaję sobie sprawę, że przekleństwo bycia miłą nie jest zjawiskiem odosobnionym, które tylko mnie i autorce się przytrafiło.  Częściej, moim zdaniem, mają z tym zjawiskiem problem kobiety, rzadziej mężczyźni. 
Nie jednej/nie jednemu z nas przytrafiło się, że z uśmiechem na twarzy służymy pomocą innym, rezygnujemy z własnego czasu wolnego, mimo złego samopoczuciu zakasamy rękawy i bierzemy się do pracy, wyświadczamy przysługi, błyskawicznie reagujemy na potrzeby innych kręcąc tym samym bicz na samych siebie. Przed laty dyskutowałyśmy z koleżankami na temat innej koleżanki. No dobrze;-) Nazwijmy to po imieniu: obgadywałyśmy naszą koleżankę. Podłożem obmawiania był nieskrywany podziw i lekka zazdrość. Dlaczego? Otóż nasza koleżanka potrafiła zadbać o siebie, swoją przestrzeń osobistą, czas pracy. To od jej woli i chęci zależało, czy pozostanie dłużej... na ogół była gotowa do opuszczenia miejsca pracy już 15 minut przed czasem;-) Nigdy "nie zabierały roboty do domu", nie podejmowała się zadań dodatkowych, które zmuszałyby ją do wydatkowania czasu i energii ponad miarę i potrzebę. Taka metoda paznokciowa od ... do. Nie można jej było też zarzucić, że źle wykonywała swoje obowiązki. Robiła to co do niej należało i to całkiem nieźle, ale "nie wychylała się", a kiedy proszono ją o wykonanie dodatkowej pracy grzecznie odmawiała. Szef nie miał jej tego nigdy za złe. Ja jak szalona rzucałam się w wir pracy, byłam zawsze na posterunku, reagowałam na każde skinienie palcem, pomagałam, tworzyłam, modyfikowałam, wprowadzałam racjonalizacje, innowacje, szkoliłam się a potem dzieliłam wiedzą i doświadczeniem, rezygnowałam z czasu wolnego, zaniedbywałam rodzinę...itd., itp. A kiedy któregoś dnia rzeczywiście nie mogłam zostać dłużej w pracy mój szef obraził się na mnie... bo mu odmówiłam. Jak mogłam mu odmówić? Teraz rozumiecie, że ta książka już z samego tytułu jest przeznaczona dla mnie.
Autorka w/w książki zabiera czytelnika w podróż do poznania siebie i własnych potrzeb. Wyjaśnia przyczyny i mechanizmy zjawiska bycia miłym, nie ocenia ludzkich zachowań, lecz daje szczegółowe wskazówki, jak zrozumieć i zmienić męczące nas postępowanie pokazuje, jak skończyć z zapominaniem o własnych potrzebach, zacząć szanować siebie i nauczyć się być miłą dla samej siebie. Całość poparta jest opisami konkretnych przypadków z bogatej praktyki psychoterapeutycznej Autorki. W naszkicowanych postaciach możemy odnaleźć mniej lub więcej siebie. Książka pozbawiona jest żargonu psychologicznego. Czytając odnosi się wrażenie, że rozmawiamy z życzliwą nam znajomą, która nieśpiesznie odkrywa przed nami mechanizmy psychologiczne, którymi podlegamy, wyjaśnia jak ważny wpływ na nas miały wczesne doświadczenia z okresu dzieciństwa, podpowiada jak "czytać siebie" i powoli wprowadzać zmiany.
Na koniec przytoczę Kartę Osobistych Praw Podstawowych z książki Anne Dickson Masz prawo być kobietą:
  • Mam prawo wyrażać własne uczucia.
  • Mam prawo być sobą.
  • Mam prawo odmawiać.
  • Mam prawo do błędów.
  • Mam prawo prawo do zmiany zdania.
  • Mam prawo powiedzieć, że czegoś nie rozumiem.
  • Mam prawo nie czuć się odpowiedzialny/a za problemy innych dorosłych.
  • Mam prawo stawiać siebie na pierwszym miejscu.
  • Mam prawo nie być zależny/a od aprobaty innych.
Cenna lekcja, którą postanowiłam wykorzystać w życiu od zaraz :-) ale jak to zrobić powoli i niezauważenie, żeby otoczenie nie szeptało za moimi plecami, że się zmieniłam, że woda sodowa uderzyła mi do głowy, i że kiedyś byłam milsza, albo po prostu, że kiedyś byłam inna?

czwartek, 9 kwietnia 2015

Drzwiami w twarz


"Jeżeli zaakceptuję cię takim, jakim jesteś, uczynię cię kimś gorszym; jednakże jeżeli będę się traktował tak, jakbyś był tym, kim możesz się stać, pomogę ci to osiągnąć." /Johann Wolfgang von Goethe/

Tym mottem Mortensen rozpoczął 10. rozdział swojej książki, która do złudzenia przypomina książkę Cialdiniego. Nie znalazłam nigdzie informacji, który z panów był pierwszy, ale jedno jest pewne, że ich książki w 70 % są niemalże identyczne. Obaj przywołują te same eksperymenty, opisują te same historie. Dyskutować można na temat tego, który pisze ciekawiej. Dla mnie - Mortensen. Jest konkretny, uporządkowany, nie przegaduje nadmiernie tematu. Cialdini popisuje się, podkreśla swoje zasługi, a cytowane opowieści miejscami nudzą, przywodząc na myśl ogniskowe gawędy lub sekciarstwo. To oczywiście moja subiektywna ocena, kwestia gustu, a na temat gustów się nie dyskutuje;-)

Obie warto jednak przeczytać. Cialdiniego można również wysłuchać, jego książka dostępna jest w formie audiobooka. To atut i niewątpliwa wygoda oraz oszczędność czasu. 
Wracając jednak do motta, którym rozpoczęłam moją wypowiedź. Mam z nim błyskawicznie związane skojarzenie. Moi uczniowie zachowywali się dokładnie tak, jak pisał wielki poeta. Ponieważ wierzyłam z nich, w ich umiejętności, starałam się w każdym widzieć jego zdolności, mocne strony, wyznaczałam drobne cele, moi uczniowie realizowali je, z radością chodzili do szkoły, a mnie udawało się rozwinąć ich potencjał maksymalnie jak umiałam. I nie dlatego, że moi uczniowie byli zdolniejsi od innych. Oni po prostu uwierzyli, że są w stanie sprostać wielu zadaniom, czuli, że mogą, dadzą radę i chcą. I to jest klucz do sukcesu. O negatywnej stronie tego mechanizmu nie będę się rozpisywać, bo nie warto... 

"Drzwiami w twarz"... hmm... dosyć dziwnie nazywa się jedna z bardziej skutecznych metod wywierania wpływu na ludzi. Polega ona na tym, że najpierw przedstawia się nam ofertę cenową, która jest nie do przyjęcia, którą z miejsca niemalże odrzucamy, bo nie jesteśmy przecież naiwni. Ale za chwilę pojawia się okazja, już... teraz..., tylko dzisiaj..., mało tego, w ograniczonej ilości i tylko dla wybranych klientów. Kolejna oferta jest korzystniejsza od pierwszej (choć często nadal droga lub wymagająca od nas zaangażowania), ale na tę najczęściej już się godzimy. Nie chcemy wyjść na skąpców, czy też na osoby bez serca (zależy czego dotyczy oferta/prośba). Oczywiście sprzedawca otrzymuje cenę, którą od początku chciał uzyskać, a my jesteśmy przekonani, że trafiła się nam niepowtarzalna okazja. Dlaczego ludzie akceptują drugą propozycję chętniej, niż gdyby została im przedstawiona od razu? Otóż, różnica między propozycjami powoduje, że druga wydaje się atrakcyjniejsza. Ta technika działa, ponieważ zgodnie z normami społecznymi każde ustępstwo musi być odwzajemnione ustępstwem. Sprytne prawda? Takich ciekawych informacji potwierdzonych badaniami przeprowadzonymi przez psychologów społecznych książki zawierają całe mnóstwo. Uważam, że nawet jeśli nie wszystkie metody jednakowo na każdego z nas działają, to warto je poznać, żeby ewentualnie obronić się przed manipulacją występującą w reklamie, by nie dać się wyprowadzić w pole sprzedawcy, by nie dać się zwieść dilerowi w salonie samochodowym i nie dopłacać za dodatki, by nie ulegać pokusie pań wciskającym nam darmowe próbki do ręki, czy emocjom związanym z pseudo obniżkami cen na rzeczy, których nie potrzebujemy. 
Dlaczego tak łatwo można nami manipulować? Czy rzeczywiście jesteśmy tak bardzo przewidywalni?