Ostatnio robię się sentymentalna i zdarza mi się, że przeglądając nowości wydawnicze w księgarniach, zatrzymuję się jak urzeczona przed regałem z literaturą dziecięcą. "Malutka Czarownica", to jedna z piękniejszych, zaraz po "Dzieciach z Bullerbyn", książek mojego dzieciństwa. Pamiętam jak marzyłam o tym, żeby dostąpić zaszczytu bycia taką właśnie czarownicą. Ponoć Otfiried Preussler napisał ją z myślą o swojej córeczce, która bała się ciemności i złych czarownic. "Przecież nie ma złych czarownic" - miał powiedzieć pisarz. Można się o tym osobiście przekonać czytając tę lekturę. Malutka Czarownica mieszka ze swoim krukiem Abraksasem w zaczarowanym domku w głębi lasu i pilnie uczy się czarów. Czarownica opacznie rozumie zadania, które ma wykonać i przeżywa z tego powodu wiele śmiesznych perypetii. Jako dziecko uwielbiałam ją za jej szczerość, dobroduszność i życzliwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz