Zdecydowanie mocno ulegam literackim wpływom. Dzisiaj jestem pod wrażeniem książki, którą czytam od kilku dni. Jej okładkę zamieszczam obok. Książka byłaby na wskroś wspaniała, gdyby autor nadmiernie nie politykował, wchodził w polemikę ze związkami zawodowymi i nie uprawiał demagogi. Jego przemyślenia są oczywiste, a jednak nagromadzone w jednej publikacji robią wrażenie.
Andreas Salcher naświetla tezy z aktualnej dyskusji na temat szkolnictwa z zupełnie zapomnianej perspektywy utalentowanego ucznia. Polskiego czytelnika zaskakuje fakt, że takie same problemy ma szkolnictwo w Niemczech, Austrii, Stanach Zjednoczonych jak i w Polsce. Konkretne przykłady z Austrii i z Niemiec ukazują miejsca, gdzie już dzisiaj dzieci uczą się z radością, a ich indywidualne talenty zostały odkryte. Najlepsze szkoły na świecie nie kosztują więcej niż te najgorsze. Dlatego wszystkie dzieci mają prawo do rozwijania swoich talentów. Najbardziej zgadzam się z autorem w twierdzeniu, że reformę szkolnictwa należy rozpocząć od edukacji nauczycieli i podniesienia statusu społecznego nauczyciela. Dobrym nauczycielem szkoła stoi. I dopóki do szkół będą trafiali nieudacznicy, a zamiast pasjonatów osoby, które nie dostały się na inne uczelnie poza pedagogicznymi, nic się w szkołach nie zmieni. Nie chodzi tu bowiem o wpompowywanie morza "kasy", ale o nauczyciela z pasją, który kocha swoją pracę i jest za nią sowicie wynagradzany. Mogłabym o tym pisać godzinami, ale lepiej sami/same (żeby było gender) przeczytajcie. Warto! Ja dałabym tę książkę pracownikom ministerstwa i posłom jako lekturę obowiązkową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz