Strona główna

czwartek, 22 maja 2014

Jej wszystkie życia

Efekt motyla. Czym jest "efekt motyla" i dlaczego tak się akurat nazywa? Co motyl ma z tym wspólnego? Otóż, nazwa wzięła się z metafory dotyczącej skanu mózgu, który wygląda jak motyl. Twórcą teorii powszechnie znanej jako „efekt motyla” jest Edward Lorenz, matematyk. Jego specjalnością było zastosowywanie algorytmów matematycznych w meteorologii. Mówi się, że trzepot skrzydeł motyla może wywołać tornado. Zjawisko to opisuje tzw. teoria chaosu, która zakłada również, że każdy nasz najmniejszy ruch, a nawet myśl, może mieć ogromny wpływ na naszą przyszłość. Naukowcy starają się więc opracować wzory pozwalające przewidzieć skutki naszych decyzji.
Zastanawialiście się kiedyś nad tym jak potoczyłoby się wasze życie, gdyby jakiś epizod został w nim zmieniony? Gdybyście nie spotkali danej osoby na swojej drodze, albo odwrotnie, gdybyście wsiedli przez pomyłkę do innego pociągu i spotkali osobę, która wywarłaby niesamowity pływ na wasze życie? Albo gdybyście zamiast studiować prawo, wybrali oceanografię?

Ursula, główna bohaterka książki pt. "Jej wszystkie życia" odnosi często wrażenie, że coś podobnego już przeżyła, uczucie De Javu, czasem jest to niepokój, lęk o siebie lub kogoś bliskiego, mgliste uczucie, że wydarzy si,ę coś złego, nieuchronnego. Bohaterka wielokrotnie przeżywa swoje życie, za każdym razem inaczej. Śmierć pojawia się w różnych momentach życiach. Pierwszy raz w dniu jej narodzin, kiedy malutka dziewczynka, umiera nie zaczerpnąwszy ani razu powietrza z czasie śnieżycy w lutym 1910 roku. A co mogło się zdarzyć, gdyby lekarz dotarł do posiadłości na czas? Jak potoczyły by się jej losy? Czytając kolejne rozdziały książki wciąż na nowo przeżywamy życie Ursuli. Czasami umiera już w dzieciństwie, innym razem przeżywa II wojnę światową w Londynie, innym razem w Niemczech. Raz jest samotną alkoholiczką, innym razem nieszczęśliwą mężatką. Czasem kobietą heroiczną, a czasem eteryczną marzycielką. Irracjonalna, niezrozumiała dla niej samej i innych zmiana decyzji, wyboru, reakcji na daną sytuację powoduje, że życie Ursuli toczy się innym torem. Raz lepszym raz gorszym. Okazuje się bowiem, że z pozoru niewielka zmiana potrafi odwrócić życie do góry nogami. Początkowo książka wybitnie mnie nudziła, wydawało mi się, że nie dobrnę do końca. Z każdą stroną, z każdym nowym spojrzeniem na życie Ursuli coraz bardziej dawałam się uwieść powieści. Podziwiałam kunszt pisarski Kate Atkinson. Fascynujące jest bowiem to, że autorka powraca do opisanych już zdarzeń, patrzy na nie z innej perspektywy, widzi je w odmiennym świetle, nanosi oprawki, odwodzi Ursulę od niebezpiecznej decyzji lub popycha w stronę destrukcji. Odnosiłam wrażenie, że pisarka jest malarzem, portrecistką, która przygląda się swojemu modelowi, patrzy na niego i wyobraża sobie życie malowanej postaci. Wizję dynamiczną, plastyczną, różnorodną. Myślę, że to świetny sposób na szlifowanie warsztatu pisarskiego.
Ostatnio podobny temat pojawił się w kilku czytanych przeze mnie książkach, między innymi we wspomnianym niedawno "Dallas`63" Stivena Kinga.

sobota, 17 maja 2014

Kobieta w lustrze

Takiego Erica-Emmanuela jeszcze nie znałam. Zawsze mnie zaskakuje, ale tym razem pobił wszelkie rekordy. Głównie grubością książki, bo to prawdziwa cegła, którą można by rozdzielić na trzy  mniejsze opowieści. Trzy kobiety i trzy losy. Od samego początku wiele łączy te kobiety mimo, że dzielą je epoki. Pierwsza, szesnastowieczna - ucieka sprzed ołtarza. Rezygnuje z dobrej partii małżeńskiej na rzecz pracy, samotnego życia w kobiecej osadzie. Wrażliwa, doskonale współodczuwająca świat przyrody. Boga i Biblię rozumie po swojemu, nie poddaje się naciskom rodziny, ani kościoła. Pisze wiersze, z których wyłania się obraz kobiety wrażliwej, mistycznej, delikatnej, ale też bardzo silnej jeśli chodzi o wyrażanie swoich poglądów i opinii. Poszukuje tego co w życiu jest ważne. Druga - z pozoru szczęśliwa mężatka, bogata, rozpieszczona kobieta z początku XX wieku.  Początkowa zmaga się z duchami przeszłości, próbuje zrozumieć siebie, odnaleźć radość życia, odkryć swój seksualizm i płynącą z niego satysfakcję. Zafascynowana psychoanalizą odchodzi od męża, porzuca majątek, rezygnuje z wysokiej pozycji społecznej i znajomych.  Wiedzie życie kobiety wyzwolonej, niezależnej. Uczy się, szkoli, doskonali. Otwiera gabinet psychoanalizy. Pisze książkę. Trzecia - wschodząca gwiazda kina, kobieta XXI wieku, uwikłana z alkohol, narkotyki, seks z przypadkowymi mężczyznami, uzależniona od swojej agentki filmowej, a zarazem zagubiona, samotna, nieszczęśliwa. Eric-Emmanuel Schmitt zgłębia tajemnice kobiecej duszy. Pisze z wielkim znawstwem o kobietach poszukujących swojego celu w życiu, tęsknotach, obsesjach, błądzeniu. Nie ocenia ich, nie podpowiada.
Trzy przeplatające się historie, trzy kobiety, które wydają się być jedną. Ich losy, są ze sobą splecione mimo czasu, który je dzieli. Ostatnia, zatacza koło, zamyka historię i łączy wszystkie trzy ze sobą. 
Moim zdaniem zabrakło w tej książce tego czym urzekał mnie zawsze Schmitt, czegoś ulotnego, błyskotliwego, zaskakującego w finale. W zasadzie od samego początku można domyślić się jak potoczą się losy trzech bohaterek. Nie było zaskoczenia, ale też nie o nie tutaj chodziło. 

niedziela, 11 maja 2014

Dallas`63

"Dallas`63", to moim zdaniem najlepsza książka Stephen`a Kinga. Korzystając z tajemniczego portalu, główny bohater opowieści cofa się do 1958 roku i podejmuje próbę powstrzymania zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy'ego. Ekscytująca podróż w czasie, do końca lat pięćdziesiątych i początków sześćdziesiątych kiedy to jeszcze wołowina, coca cola, piwo i inne smakołyki miały wyrazisty, niepowtarzalny smak i aromat. King doskonale oddaje klimat tamtych lat, wypełniony zapachem wypalanych w zastraszających ilościach papierosów, szaloną muzyką, litrami imbirowego piwa, jedzeniem, w którym na próżno szukać konserwantów. 
Jack Epping, nauczyciel języka angielskiego jest przeciętnym mężczyzną, samotnym, porzuconym przez żonę alkoholiczkę.
Pewnego dnia otrzymuje od znajomego właściciela pobliskiego baru propozycję nie do odrzucenia. Starszy mężczyzna znajduje w swojej piwniczce portal, który przenosi go w przeszłość, a konkretnie do 1958 roku. Zafascynowany możliwościami portalu i ogarnięty misją powstrzymania wypadków w Dallas w 1963 roku, mężczyzna przekazuje swój plan i ujawnia portal Jack`owi.   Jack postanawia skorzystać z okazji i odmienić wydarzania sprzed lat. Wysłany w przeszłość przez Kinga dokonuje początkowo niewielkich zmian i wraca do współczesności. To co zastaje, nie zadowala go, więc powtarza podróż w czasie, aby osiągną zamierzony cel. W wyniku efektu domina nawet niewielka ingerencja w wydarzenia powoduje zaskakujące konsekwencje. Poczucie sprawstwa, wrażenie bycia kreatorem ośmiela głównego bohatera i podejmuje on coraz to nowe wyzwania. Identyfikacja z losami poznanych ludzi, tworząca się między nimi więź powoduje, że szuka on idealnych rozwiązań. Ale czy da się doprowadzić do do ideału, czy można wszystkich uszczęśliwić tak, aby nikogo nie skrzywdzić? A co Ty byś zrobił/zrobiła, gdybyś mógł/mogła zmienić losy Ziemi?
No i jeszcze jeden wątek (jest ich całe mnóstwo) miłość Sadie i Jack`a. Miłość ponadczasowa, pozbawiona egoizmu, mądra, na dobre i na złe...
Najbardziej cieszę się, że tym razem King porzucił krwawy horror na rzecz fantastyki. Ta fascynująca podróż w czasie, z zaskakującymi zwrotami akcji, to naprawdę kawał dobrej literatury. Mimo 800 stron czyta się ją błyskawicznie, połykając stronę za stroną.

Joyland

"Joyland" Stephen`a Kinga, to powieść obyczajowa, która znacznie odbiega od tego co dotychczas, może za wyjątkiem Dallas`63, napisał Autor.

Devin Jones, bohater książki zdecydował się na wakacyjną pracę na południu USA. Nie chodzi mu wyłącznie o zarobienie paru groszy, pragnie głównie zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Jego nowa praca nie ma być czymś ambitnym, ani wybitnie ciekawym, czy ekscytującym. Będzie chodzić w kostiumie zwierzaka i zabawiać dzieci. W Joyland chłopak pracuje z pełnym oddaniem. Po jakimś czasie dowiaduje się, że w parku popełniono przed laty morderstwo, a zagadka nie została nigdy wyjaśniona. Krążą jednak wieści, że w lunaparku straszy. Jakże mogłoby być inaczej? Tym bardziej, że w wesołym miasteczku pracuje również ekscentryczna jasnowidzka. Atmosfera parku wciąga Devina tak bardzo, że postanawia w nim popracować dłużej. Niewyjaśnione okoliczności morderstwa, zabójca, który nigdy nie został złapany, tajemnicze zdarzenia, podejrzane zachowanie pracowników... Nie można nie poddać się temu klimatowi. Pomyli się jednak ten, kto sądzi, że ma do czynienia z kryminałem. Książka jest świetną powieścią obyczajową z odrobiną grozy, niespodziewanych zwrotów akcji. Dla starszych czytelników będzie to interesujący powrót do lat 70-tych ubiegłego wieku, a dla młodych fascynujący opis zupełnie innej epoki. Książki Stephen`a Kinga można albo pokochać, albo nienawidzić, ale na pewno nie można przejść obok nich obojętnie.

Bóg nigdy nie mruga, czyli 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu

Pod tym przewrotnym tytułem mieści się 50 felietonów napisanych w trudnym dla Autorki momencie życia. Ciężka choroba stała się przyczynkiem do przewartościowania wielu spraw, podejścia do siebie, rodziny i pracy. Regina po dosyć burzliwym życiu, błędach młodości, zostaje pisarką, a w wieku 40 lat zdobywa tytuł magistra. 
Sama od siebie nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę. Zobaczyłam ją u siostrzenicy Zbyszka. Planując podróż "poślubną" z okazji 25 rocznicy małżeństwa, sącząc czerwone wino i zajadając tiramisu otwieraliśmy na chybił trafił książkę, po to, aby sprawdzić, co niesie nam ślepy los. Zasada: niezależnie od strony, kartkujemy do początku felietonu i czytamy jego tytuł, który brzmi jak życiowa sentencja/porada. Oto kilka z nich, wybrane na chybił trafił:
1. Życie jest za krótkie, żeby tracić czas na nienawiść.
2. Najważniejszym organem płciowym jest mózg.
3. Życie jest niesprawiedliwe, ale i tak jest dobre.
4. To nie twoja sprawa, co myślą o tobie inni.
5. Jeśli musisz utrzymać związek w tajemnicy, nie powinieneś w nim być.
6. Najlepsze jeszcze jest przed nami.
7. Kto o nic nie prosi, niczego nie dostaje.

Felietony Reginy Brett zdobyły popularność wśród czytelników na całym świecie. Przyczepiano je na lodówkach, rozsyłano w e-mailach do bliskich. Opowieści o lekcjach, których udzieliło autorce życie, cytowano na tysiącach blogów i przedrukowywano w gazetach. Mnie urzekła ich prostota, a niektóre z opisanych sytuacji są żywcem wyjęte z mojego życia. Przykładem mogą być wyciągane z nogawki spodni rajstopy czy skarpetki lub mniej zabawne historie z pochopnymi zakupami opłaconymi kartą kredytową...Niektóre felietony można traktować jak życiowe poradniki, czy lekcje, jak woli je nazywać autorka. Dla mnie są to jednak proste, lekko napisane, czasami zabawne, czasami wzruszające historie z życia wzięte. Lektura dla każdego. Jesienią ubiegłego roku ukazał się kolejny zbiór felietonów tej samej autorki pt. "Jesteś cudem, czyli 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym".


Na YouTube możecie wysłuchać kolejnych lekcji z jednej i drugiej książki czytanych przez Ewę Błaszczyk.  TUTAJ>>>

piątek, 9 maja 2014

Zaklinacz czasu

Kim może być Zaklinacz Czasu? Czym się zajmuje? Więzi czas w butelce jak baśniowego Dżina? Przeklina czas, zaklina, wyklina, zatrzymuje, obraca nim, wykręca przestrzeń czasową, zaczarowuje najlepsze chwile naszego życia jak obraz w śnieżnej kuli? Czas biegnie, goni, gna, ucieka nie da się go zatrzymać. Taki zaklinacz każdemu z nas by się przydał, bo próbujemy w coraz przemyślniejszy sposób oszukać czas. Czasami oszukujemy go kłamiąc na temat naszego wieku. Jak jesteśmy zbyt młodzi, dodajemy sobie lat, jak zbyt dojrzali, chętnie ujmujemy sobie lat. Czas możemy też oszukiwać gimnastykując ciało i zachowując na dłużej jego siłę i sprężystość. Czasami oszukujemy czas ubiorem, innym razem kosmetykami, a ci najbardziej zdesperowani operacjami plastycznymi lub zachowanie nieadekwatnym do wieku. Czy w ogóle da się oszukać czas? I czy jest coś takiego jak "nieadekwatne do wieku"?
Czy potrzebujemy odmierzaczy czasu? Jak one wpływają na nasze życie, codzienne funkcjonowanie? Jak czulibyśmy się gdyby nie trzeba było żyć zgodnie z rytmem czasu, zegarów, kalendarzy? Temu odmierzaniu czasu towarzyszy nam lęk. Lęk przed tym, że nie zdążymy, że zabraknie nam czasu. Na co? Chociażby na przeczytanie wszystkich książek, które chcielibyśmy przeczytać, albo na zobaczenie wymarzonych miejsc na Ziemi, na nauczenie się chińskiego, na zdobycie głównej nagrody w konkursie tańca...

"Zaklinacz czasu" opowiada trzy historie i łączy ze sobą osoby, które właściwie nie mają ze sobą wiele wspólnego. Pierwszą z nich jest Dor, żyjący w czasach mitycznej wieży Babel - pierwszy człowiek, który zaczął mierzyć czas i liczyć chwile. Pokutował w jaskinie tysiące lat, aż spotkały się ze sobą stalaktyty i stalagmity. Pokutował za to, że chciał rządzić czasem. Dwoje pozostałych bohaterów to Sarah - współczesna samotna nastolatka przeżywająca miłosne rozterki i Victor - bogaty biznesmen, próbujący kupić dla siebie lepszy czas. Sarah i Victor nigdy by się nie spotkali, bo różni ich niemal wszystko. Połączył ich Dor, zwany już teraz Ojcem Czasem. Ojciec Czas musi wypełnić powierzoną mu przez Boga misję. Musi uświadomić tym dwojgu jakie skutki będą miały ich próby przechytrzenia losu. Ich walka z czasem, której nie mogą wygrać.
Zosia - moja znajoma, wielbicielka dobrej literatury, przypomniała mi kilka dni temu o tej książce, dlatego do niej wracam. Czytałam ją całkiem niedawno, bo może miesiąc lub dwa temu. W zasadzie, to dzięki tej książce sięgnęłam po kolejną, czyli po "Człowieka, którego prześladował czas". Te nieporadne refleksje na temat książki są właśnie dla niej. Magicznego czasu spędzonego na lekturze Zosiu! I Gabrysiu, dla Ciebie. Twoje słowa dodały mi dzisiaj otuchy. Cieszę się, że ktoś czyta to co ja piszę, czym się dzielę. Miło jest czuć dobrą energię wokół siebie. To uspakaja, wycisza, relaksuje, dodaje sił, czasem uskrzydla.
Czy "Zaklinacz czasu" może stać się książką, która zmieni nasze życie? Tego nie wiem, każdy musi to ocenić sam.
Koniecznie muszę przeczytać "Pięć osób, które spotkamy w niebie" tego samego autora. Tytuł brzmi wielce obiecująco.

Trafny wybór

Dwa lata temu, otrzymałam tę książkę na urodziny w kilku egzemplarzach. Przeczytałam ją niemalże natychmiast, chociaż muszę przyznać z całą odpowiedzialnością, że "nie było lekko";-) 

Ponoć jest w niej aż 81 postaci, w tym co najmniej kilkunastu bohaterów pierwszoplanowych. Kolejne rozdziały skupiają się na innych postaciach, początkowo trudno połapać się, kto jest kto. Przy moich dyslektycznych problemach z zapamiętywaniem nazwisk było to rzeczywiście nie lada wyzwanie.

"Trafny wybór", to niełatwa powieść i zupełnie inna od tego do czego przyzwyczaiła nas przez ostatnie lata J.K. Rowling. Uważam, że to wielka odwaga z jej strony, aby po hicie jakim były przygody Harry`ego Pottera napisać taką książkę.  Autorka porusza w niej trudne tematy społeczne. Tematy, które ogólnie nie są łatwe i można je spłycić, przegadać lub popaść w nadmierną demagogię i pretensjonalność. Nie znajdziemy w niej bowiem cudownych dzieci, wspaniałych przygód i niesamowitych stworów. Tutaj przeczytamy o zwyczajnym życiu, z całym jego brudem, hipokryzją i zakłamaniem. Autorka w fikcyjnym miasteczku prezentuje przekrój społeczeństwa, które możemy obserwować wszędzie. Miejsce akcji w zasadzie nie ma znaczenia. Akcja powieści może bowiem dziać się wszędzie w Koziej Wólce czy w Pagford. Poruszane tematy nie należą do najłatwiejszych. Autorka bezlitośnie obnaża najgorsze cechy naszego społeczeństwa - "naszego", bo choć akcja toczy się w Anglii, u nas bywa podobnie. Początkowo trudno jest przebrnąć przez kolejne strony książki, ale z czasem coraz bardziej identyfikujemy się z dramatycznymi losami bohaterów, martwimy się o dzieci narkomanki, współczujemy i trzymamy kciuki za to, żeby się im udało, żeby ich życie się odmieniło. Bardzo trafnie napisała o tym autorka blogu - Karolina Surniak - "Miasto książek", którą pozwolę sobie zacytować:

"Ambicja, zawiść, uprzedzenia zamykają oczy na to, że obok jest ktoś, kto potrzebuje pomocy. Wieloletnia nienawiść do mieszkańców pewnego osiedla, pielęgnowana przez mieszkańców Pagford, zaślepia im oczy, a ci, którzy myślą inaczej, nie mają siły przebicia, nie potrafią bronić swoich racji i sami nie wierzą, że mogliby coś zmienić. Nawet jeśli opowiadają się po dobrej stronie, najczęściej czynią to z równie egoistycznych pobudek, co ich przeciwnicy. Większość z nich wydaje się wręcz obmierzła, i dopiero pod sam koniec, gdy zaczynamy wiedzieć o nich naprawdę dużo, ich pobudki stają się dla nas przynajmniej w części zrozumiałe."
Powoli rozplątujemy kolejne zawiłości i supełki, wszystko staje się jasne, chcemy, żeby wydarzenia potoczyły się inaczej, ale życie jest brutalne. Książka wciąga do tego stopnia, że nie możemy oderwać się od kolejnych jej stron. Emocje sięgają zenitu, a przynajmniej w moim wypadku tak było;-). 
Zafascynował mnie również przepiękny język jakim operuje J.K. Rowling. Bogaty, wnikliwy, niezwykle plastyczny. Powieściopisarka maluje słowami. Już mało kto tak pisze. Uważam, że udowodniła tą powieścią, że jest naprawdę świetną pisarką. 


Dziewczyna w błękitnej sukience

Skoro weszłam już w krąg literatury dla kobiet, wspomnę o książce, którą czytałam jakiś czas temu. "Dziewczyna w błękitnej sukience" Graynor Arnold, to powieść o miłości, troskach i rozstaniu przedstawiająca prywatne życie znanej pary: Catherine i Charlesa Dickensów.

Autorka śledzi historię pisarza, ale zmienia imiona wszystkich bohaterów. Wystarczy jednak połączyć kropki, by odkryć, czyim życiorysem jest inspirowana ta opowieść.
Piękna, bogata, z dobrego domu, oczarowana energią i urokiem osobistym młodego, ale biednego mężczyzny dziewczyna wychodzi za mąż za młodego, dość ekscentrycznego przyszłego pisarza. Życie u jego boku nie jest usłane różami, okazuje wręcz pasmem trosk i upokorzenia. Nie do takiego życia przywykła i nie tak miała wyglądać jej romantyczna wizja miłości. Młoda kobieta rodzi dziecko za dzieckiem, popada w depresję, a mąż odsuwa się od niej pozbywając się jej z domu. Opuszczona przez wiecznie romansującego i ewidentnie zaburzonego męża oraz pozbawiona dzieci żyje w odosobnieniu. 
Eteryczna, zawieszona między piekłem a ziemią postać głównej bohaterki osobiście mnie denerwuje. Nie potrafiłam się z nią utożsamić, zrozumieć, ani polubić. Ale to oczywiście wyłącznie moje odczucie. Pamiętajmy, że to dziewiętnastowieczny Londyn i zupełnie inne czasy dla kobiet i relacji damsko-męskich. 
Nigdy nie interesowałam się biografią Karola Dickensa więc nie potrafię odnieść się do zbieżności faktów z jego życia, a opisanymi wydarzeniami w powieści. Jeśli jednak choć trochę przypominał powieściowego Arnolda, to był człowiekiem kontrowersyjnym, hipokrytą, który inaczej żył w zaciszu domowych pieleszy, a co innego głosił w swoich "powieściowych przesłaniach". 
"Dziewczyna w niebieskiej sukience", to dość melancholijna i nastrojowa powieść. Polecam ją tym, którym nie przeszkadzają zmienione fakty biograficzne, a lubiącym historię w zbeletryzowanej postaci. A tym, którzy wolną trzymać się faktów historycznych polecam "Sekretną kochankę Dickensa" autorstwa znanej pisarki i znawczyni epoki Claire Tomalin, którą opiszę osobno.

czwartek, 8 maja 2014

Wieczorem w Paryżu

Proponuję dzisiaj pewną odmianę od tego co zazwyczaj polecam. Tym razem powieje romantyzmem;-) Nie romansidłem, a romantyzmem.
Alain Bonnard to właściciel Cinéma Paradis w Paryżu. Powiedziałabym, że to młody człowiek o starej duszy. Od dziecka kocha stare filmy. Miłość do filmów rozbudził w nim wujek, który przechodząc na emeryturę przekazał mu ukochane kino. Alain dla starego, studyjnego kina bez popcornu i coca coli zrezygnował z dobrze płatnej pracy. Główny bohater jest "mężczyzną na wymarciu". Nie ciągnie kobiety do łóżka już na pierwszej randce. Ważniejsze są dla niego chwile uniesienie, oczekiwanie, ukradkowe spojrzenia. Możliwe, że dla wielu to zbyt infantylne, ale dla bogatych duchowo osób książka powinna być plastrem na skołatane nerwy i rozedrgane serca. Jest zupełnym przeciwieństwem "50 twarzy Greya". Nie znajdziecie tutaj seksualnych pragnień, erotycznych fantazji. Mimo to książka łaskocze zmysły. Oczekujemy, domyślamy się wybuchu żaru i namiętności. Uczucie między Alainem i tajemniczą kobietą uwodzi, obiecuje, zachęca, rozbudza wyobraźnię. Miłość, która wydaje się głęboka, pełna namiętności, a zarazem czysta, prawdziwa. Akcja książki "Wieczorem w Paryżu" autorstwa Nicolasa Barreau rozgrywa się w stolicy Francji. W miejscu, które przez tych którzy tam żyją, przyjeżdżają, ale i przez tych, którzy nigdy tam nie byli, uważanym za "miasto miłości". Akcja powieści snuje się niespiesznie, wiernie oddaje klimat paryskiego przedmieścia. Opisy Paryża zostały zgrabnie wplecione w fabułę. Aż się chce tam pojechać i zobaczyć, poczuć klimat, zapach, przejść ścieżką zakochanych. Moc pozytywnej energii bije z każdej niemalże strony, odrobina dowcipu, żartu. Całość idealna na sobotni wieczór przy herbatce z cynamonem, goździkami i plasterkiem pomarańczy.
Nie łudźcie się jednak, że powieść jest wysokich lotów, znam wiele lepszych od tej, ale mimo to warto ją przeczytać;-) 
Nicolas Barreau urodził się w Paryżu. Sukces przyniosły mu romantyczne powieści, które trafiały na szczyty list bestsellerów m.in. we Włoszech. Jego książka „Wieczorem w Paryżu” została wydana w Polsce w 2014 roku dzięki Bukowemu Lasowi.

Abecelki i tajemnica Bursztynowego Domu


"Abecelki i tajemnica Bursztynowego Domu" autorstwa Małgorzaty Strękowskiej-Zaremby, to ciepła, pełna humoru opowieść o perypetiach pierwszoklasistów: Franka, Olka i Doroty, klimatem przypominająca „Dzieci z Bullerbyn”, ale osadzona w polskich realiach. Dzieciaki - zwane w książce Abecelkami, bo dopiero uczą się alfabetu - mają niesamowite pomysły, ciągle toczą boje z rodzeństwem i zadręczają swoją nauczycielkę pytaniami. Narratorem jest sympatyczny, ciekawy świata Franek, który z humorem opowiada o tajemnicach małego miasteczka. Franek ma siedem lat i z niecierpliwością czeka na rozpoczęcie roku szkolnego. Marzy o szkole i o tym, że wreszcie będzie miał wakacje jak jego starsza siostra oraz o tym, że wykrzyczy się w szkole na przerwach, bo w domu rodzice mu na to nie pozwalają. Franek opowiada o tym, jak cała klasa pojechała do teatru na przedstawienie „Kopciuszek”, a Franek z Olkiem i Dorotą odkryli, że książę był fałszywy, jak pierwszego dnia wiosny topiono Marzannę i chłopcy z pierwszej klasy przebrani za Indian wstąpili na wojenną ścieżkę z Indianami z zerówki i jak przygotowywano wystąpienie z okazji Dnia Matki, a Olek zapomniał trzeciej zwrotki wiersza dla mamy...

Kontynuacją historii jest książka pt. "Abecelki i duch Bursztynowego Domu". Opowieść ukrywa tajemnicę - ducha, który podobno straszy, choć nikt go nie widział. W wolnych chwilach dzieciaki próbują rozwikłać zagadkę tajemniczego ducha, dowiadują się bowiem, że tylko one mogą uwolnić ducha od cierpień. Abecelki, to wg mnie kolejna książka, która powinna znaleźć się w kanonie szkolnych lektur. Książka została nagrodzona Nagrodą Literacką im. Kornela Makuszyńskiego, znajduje się również wśród polecanych do czytania przez Radę Literacką Fundacji „ABCXXI – Cała  Polska czyta dzieciom”
.

Malutka czarownica

Ostatnio robię się sentymentalna i zdarza mi się, że przeglądając nowości wydawnicze w księgarniach, zatrzymuję się jak urzeczona przed regałem z literaturą dziecięcą. "Malutka Czarownica", to jedna z piękniejszych, zaraz po "Dzieciach z Bullerbyn", książek mojego dzieciństwa. Pamiętam jak marzyłam o tym, żeby dostąpić zaszczytu bycia taką właśnie czarownicą. Ponoć Otfiried Preussler napisał ją z myślą o swojej córeczce, która bała się ciemności i złych czarownic. "Przecież nie ma złych czarownic" - miał powiedzieć pisarz. Można się o tym osobiście przekonać czytając tę lekturę. Malutka Czarownica mieszka ze swoim krukiem Abraksasem w zaczarowanym domku w głębi lasu i pilnie uczy się czarów. Czarownica opacznie rozumie zadania, które ma wykonać i przeżywa z tego powodu wiele śmiesznych perypetii. Jako dziecko uwielbiałam ją za jej szczerość, dobroduszność i życzliwość.

Koniec epoki kredy

"Książka Aleksandry Pezdy – “Koniec Epoki Kredy” to reporterski przewodnik survivalu w nowoczesnym świecie IT dla nauczycieli. Równie dobrze mogłaby nosić tytuł Sztuka przetrwania w internecie, a w każdym kolejnym rozdziale wszyscy leniwi belfrzy podchodzący do internetu jak pies do jeża dowiadywaliby się, że za pomocą analogów noża, patyków i krzesiwa można przeżyć najbardziej wrogim terenie opanowanym przez dzikie plemiona uczniów. Aleksandra Pezda pokazuje, podobnie jak Bear Grylls w swoim programie o przetrwaniu, skoro ja mogę to znaczy, że Ty też!"
polecam również informacje o książce zamieszczone na stronie:

środa, 7 maja 2014

Mój mały macho jest typowym przedstawicielem swego gatunku

"[...] Zasadniczo dziewczęta są bardziej pilne i posłuszne. W przeciwieństwie do chłopców przykładają większą wagę do detali. Podczas gdy ich zeszyty szkolne są często pięknie udekorowane i wyglądają jak małe dzieła sztuki, większość chłopców przejawia minimalizm. Prowadzenie zeszytu pozostawia u nich wiele do życzenia. Tematy są wpisywanie pospiesznie, a teksty notowane niechlujnie."
Fragment książki pt. "Kryzys małego macho" autorstwa Allana Guggenuhl`a.

Mam dwie dorosłe już córki i jedenastoletniego syna. Mimo, że na swoim koncie mam ponad 22 lata pracy pedagogicznej, edukacja i wychowanie chłopców nadal stanowią dla mnie zagadkę. Może dlatego, że nigdy nie miałam brata? Kiedy więc w/w książka wpadła w moje ręce ogarnęła mnie euforia. W zasadzie nie zawiera niczego odkrywczego, niby o wszystkim zawsze wiedziałam, ale mimo to, nastraja do przemyśleń i refleksji. Mam nadzieję, że znajdziecie w niej odpowiedź na pytania: Dlaczego chłopcy mają w szkole więcej problemów niż dziewczynki? Czemu wciąż wdają się w bójki? Skąd ich upór i harda mina? Czy sport i gry komputerowe to jedyna uznawana przez nich forma rozrywki? A nawet jeżeli nie znajdziecie, ...;-)... to chociaż lepiej zrozumiecie swoich małych macho... . Życzliwiej spojrzycie na swoich uczniów, z większym dystansem i zrozumieniem, a może inaczej zaplanujecie pracę w klasie? Warto zastanowić się jakie sytuacje dadzą im szansę "przeskoczyć" pilne koleżanki. Pamiętajcie, Koleżanki Nauczycielki (bo Kolegów - Chłopaków/Macho, to chyba nie dotyczy), że jesteście jednak kobietami, kiedyś dziewczynkami stąd łatwiej jest Wam zidentyfikować się z dziewczynkami niż z chłopcami. Pół biedy kiedy w dzieciństwie byłyście chłopczycami i teraz macie słabość do chłopaków, ale co jeśli lubicie kokardki we włosach, porządek, dokładność, dyscyplinę, a te łobuziaki wciąż Was denerwują? Taaaaak! Ta książka jest dla Was, bo szkoła jest przeznaczona dla obojga płci.

A oto fragmenty recenzji z okładki w/w książki i ze stron internetowych:
Chłopcy i dziewczęta różnią się od siebie, nawet jeżeli niektórzy zachowują się tak, jakby o tym zapomnieli! To głównie geny i hormony decydują o żeńskich i męskich cechach i sposobie bycia, nie tylko wychowanie i społeczeństwo. Dlatego mądry rodzic i pedagog będzie wykorzystywał wszystkie różnice płci, by uczynić z nich atut. Autor niniejszej książki, psycholog i ojciec, zaprasza nas do poznania świata chłopców. Podpowiada, co powinno się zmienić w szkole i w domu, by mały macho mógł w pełni wykorzystać wszystkie dane mu przez naturę możliwości, by respektowane były jego potrzeby, a problemy we właściwy sposób rozwiązywane. Dawno, dawno temu w dalekiej krainie... maluchy wychowywane były zgodnie z wolą matki natury - dziewczynki jako kobiety, a chłopcy jako mężczyźni. Nikt się temu nie dziwił, choć pewnie nie wszystko było idealne. Aż tu nagle przyszła wiedźma Przesada i oznajmiła, że odtąd ani one, ani oni nie będą chłopcami i dziewczętami, tylko dziećmi. A co było dalej, o tym już wszyscy wiemy - ołowiane żołnierzyki okazały się zbyt brutalne, a szmaciane lalki nagle zaczęły ograniczać możliwość wyboru. Niniejsza publikacja skupia się na kryzysie małych macho, czyli chłopców, prezentuje wiele trafnych pedagogiczno-socjologicznych spostrzeżeń, uzmysławia rodzicom i nauczycielom, że różnice między płciami będą zawsze - chłopiec inaczej myśli i mówi, w sobie właściwy sposób się rozwija. Wszystkie te odmienności trzeba uszanować i postarać się uczynić z nich atut.

Wychowanie chłopców

Obiecałam jakiś czas temu napisać kilka słów o tej książce. Właśnie ją skończyłam i muszę powiedzieć, że warta była przeczytania. Książka porządkuje wiedzę o wychowaniu dzieci, rzuca nowe światło na współczesne odkrycia i badania, przy tym jest to spojrzenie krytyczne i życzliwe. Tytuł sugeruje, że dotyczy wychowania chłopców, ale oczywiście to nie do końca prawda. Pewnie dlatego, że wychowania dziecka nie da się rozdzielić grubą krechą: chłopiec - dziewczynka. Aby opisać wszystko co się w niej znajduje musiałabym napisać spory artykuł na jej temat, dlatego ograniczę się do kilku ciekawych kwestii.
W 2006 roku naukowcy odkryli istnienie tzw. neuronów lustrzanych. Są to grupy komórek nerwowych otaczających nasze nerwy ruchowe. Pełnią one niezwykłą rolę... odwzorowują wszystko, co obserwujemy. Takie rejestry przechowywane są w naszym mózgu, aby wykorzystać je w odpowiednim momencie. Dzięki temu jesteśmy w stanie szybko nabyć nowe umiejętności. I wszystko staje się jasne... nasze dzieci uczą się poprzez obserwację... Mimo, że nigdy nie uczyliśmy naszej córeczki posługiwać się szminką ona sama świetnie to umie, bo doskonale czynność opanowała obserwując mamę malującą się przed wyjściem na przyjęcie. 

Wniosek: trzeba bardzo uważać, w jaki sposób zachowujemy się w obecności dzieci, jakie programy pozwalamy dzieciom oglądać w telewizji oraz w jakie gry wolno im grać - musimy sobie bowiem uświadomić, jak ważne jest unikanie obrazów przemocy i brutalnego seksu. Kiedy chłopczyk widzi swojego ojca, który całuje matkę, przytula ją lub obejmuje, tworzy w mózgu prawidłowy obraz zachowań. W przyszłości będzie szanował swoją partnerkę, przytulał i całował, ale jeśli jego edukacja ograniczy się do brutalności i pornografii...? 

Inna ciekawa rzecz szeroko omówiona w książce, to pomysł inny niż lansuje się obecnie w Polsce, a również dotyczący wieku rozpoczynania nauki w szkole. Autor forsuje odważny pomysł, aby chłopcy rozpoczynali naukę rok później niż dziewczynki. Dziewczynki szybciej przechodzą proces socjalizacji, łatwiej dostosowują się do norm i zasad panujących w szkole, lubią wykonywać polecenia nauczycielki. Chłopcy trudniej znoszą rozłąkę z rodzicami, później osiągają sprawność grafomotoryczną, potrzebują więcej ruchu i w związku z tym trudniej jest im usiedzieć w ławce. Oczywiście każde dziecko jest inne i autor podkreśla, że trzeba je traktować indywidualnie. 
Poza szczegółowo omówioną rolą ojca w procesie wychowania, motywacją w procesie uczenia się, zainteresowaniami i potrzebami chłopców, książka pełna jest opowieści z życia wziętych i humorystycznych rysunków.

Digital natives a digital immigrants

Digital natives - cyfrowi tubylcy, a digital immigrants - cyfrowi imigranci. Kim my jesteśmy? Młode pokolenie, woli obrazy od tekstu, pochłania informacje w błyskawicznym tempie, potrafi zajmować się kilkoma rzeczami na raz (rozmowa na gg z kolegami, pisanie sms-ów, słuchanie muzyki i nauka jednocześnie), bo ma podzielną uwagę. Nam, nauczycielom, przypisano to drugie pojęcie uznając nas za osoby, które najczęściej muszą uczyć się danej technologii od nowa, którym nieco trudniej podążać za zmianami, jakie dokonują się wokół nas. Nie zwalnia nas to jednak z obowiązku doskonalenia się w tym zakresie. 
Zamieszczając obok zdjęcie okładki, "świeżutkiego" jeszcze e-booka, bo ukazał się wczoraj, mam nadzieję, że pobudzę ciekawość. Jest to poradnik napisany przez koleżankę po fachu, nauczycielkę edukacji wczesnoszkolnej, która aktywnie wykorzystuje komputer i internet w klasie. Jak pisze wydawca we wstępnie do niego: "[...] będzie dla wielu nauczycieli bezcenną pomocą i wskazówką." 
Autorka wprowadza nas w świat nowoczesnych technologii stopniowo. Najpierw szczegółowo analizuje podstawę programową, a w kolejnych rozdziałach opisuje sprzęt, którym w szkole dysponujemy, narzędzia i zasoby zamieszczone w internecie, oprogramowanie, opisuje pracę w "chmurze", odsyła do kursów zamieszczonych w internecie, aż wreszcie przechodzi do konkretnych pomysłów, własnych doświadczeń. Jestem pełna podziwu dla jej pomysłowości. Okazuje się bowiem, że bez kredy i tablicy, a nawet podręcznika można ucznia nauczyć wspaniałych rzeczy. Wystarczy umiejętnie pokierować jego edukacją. 

Oblicza umysłu

Ostatnio kręcę się wokół zbliżonych klimatów. Tak już mam, że jak coś mnie zainteresuje, to drążę temat "do kości" i tak właśnie jest z wszystkim co dotyczy mózgu, TIK i oczywiście wychowania chłopców.
Proponowana dzisiaj książka autorstwa Kena Robinsona jest więc logicznym ciągiem moich wcześniejszych postów, filmików i lektur. 
Autor przekonuje, że wszyscy mamy naturalne zdolności, jednakże nasze współczesne systemy edukacyjne nie zostały stworzone, aby odkrywać i rozwijać w ludziach twórczy potencjał. Zasadniczą cechą ludzi kreatywnych jest wyobraźnia. Natomiast priorytety edukacji zdominowane są przez ideę zdolności akademickich powiązanej z nią idei IQ (skala liczbowa). Obie wg niego dają ograniczony obraz inteligencji i obie powodują wielkie straty zasobów ludzkich w świecie biznesu, kultury, edukacji. W historii znanych jest wiele przykładów jednostek, które nie mieściły się w skali, a były wybitnymi naukowcami, muzykami, malarzami itp. Ich talent, kreatywność, twórczość niewiele miały wspólnego z badanymi przez testy standardami. Dlaczego idea IQ stała się tak potężna? Źródeł należy doszukiwać się w ostatnich 400 latach kultu rozumu i zdolności akademickich. XXI będzie inny, ale wyzbycie się utartych schematów i starych przekonań jeszcze trochę potrwa.
Poglądy Kena Robinsona są mi bardzo bliskie, ponieważ zgadzam się z autorem, że istnieje wiele rodzajów inteligencji (zdolności, umiejętności), że inteligencja jest dynamiczna i że każdy z nas posiada indywidualną naturę swojej inteligencji.  Aby zgłębić te zagadnienia zainteresowanych odsyłam do książki.

Naucz swoje dziecko myśleć

Przy okazji czytania nowości wydawniczych przypominam sobie czasami o moich skarbach sprzed lat. Dzisiaj odkurzyłam książkę Edwarda de Bono, wydaną przez Wydawnictwo Świat Książki w 1995 roku. Pamiętam moją fascynację tą pozycją w latach 90-tych. Po jej przeczytaniu dosłownie oszalałam na punkcie aktywnych metod pracy z uczniami. Największe wrażenie zrobiła wtedy na mnie metoda o intrygującej nazwie "Sześć myślących kapeluszy". Metoda nadaje się do pracy z uczniami na każdym etapie edukacji oraz w pracy z dorosłymi. Polega ona na skupieniu się na jednym tylko rodzaju myślenia w danej chwili. Typom myślenia przyporządkowanych jest sześć kolorów kapeluszy: biały, czerwony, czarny, zielony, żółty i niebieski. Problem, który podlega "obróbce" rozpatrywany jest w sześciu aspektach. Dlaczego akurat kapelusze?Istnieje angielskie powiedzenie: "włożyć myślową czapkę" (put on one`s thinking cap), oznaczające "ruszyć głową, zastanowić się nad czymś", stąd skojarzenie między myśleniem a nakryciem głowy. Poza tym nakrycie głowy często związane jest z rolą, jaką ktoś odgrywa w danej chwili (hełm dla strażaka, czepek pielęgniarki, czapka policjanta itp.). A właśnie na odgrywaniu ról polega ta metoda. Wczuwamy się za każdym razem w tylko jeden sposób myślenia. Po ściągnięciu kapelusza uczestnicy mogą reprezentować własny, indywidualny punkt widzenia bez obawy, że przylepiono im etykietkę. Książka jest rewelacyjnym "podręcznikiem-ściągą" dla wychowawców, nauczycieli XXI wieku, którzy mają świadomość, że obecny system uczenia "wypełniania testów", nie wystarczy, żeby spod ich skrzydeł wyfrunęli artyści, naukowcy i odkrywcy, stanowi skarbnicę pomysłów do pracy z dziećmi i młodzieżą. Autor w swoim wprowadzeniu napisał: "Przekonanie, że inteligencja i myślenie to jedno i to samo, doprowadziło do dwóch katastrofalnych wniosków w systemie nauczania: że nic nie trzeba robić dla uczniów zdolnych, bo sami nauczą się myśleć sprawnie i skutecznie (...) oraz że nic nie można zrobić dla uczniów mało zdolnych, bo i tak nigdy prochu nie wymyślą(...)"

Musimy porozmawiać o Kevinie


Kasia poleciła na swoim blogu ciekawy film, który za chwilę zamierzam obejrzeć. Jej recenzja przypomniała mi o innym, który rok temu mocno mnie poruszył. Wstrząsający film o nastolatku manipulującym otoczeniem nakręcony na podstawie książki o tym samym tytule. W rolach głównych wybitna Tilda Swinton - laureatka Oskara. Tytułową rolę gra Ezra Matthew Miller. Kevin od pierwszych dni życia wystawia matczyną miłość na próbę. W niemowlęctwie non stop płacze, jako przedszkolak jest niegrzeczny, złośliwy, a jego późniejsze zachowanie trudno do czegokolwiek porównać. Zaskakujące i intrygujące jest to, że wszystkie negatywne działania Kevina wycelowane są w matkę. Jako niemowlę Kevin uspokaja się jedynie wtedy, gdy na ręce bierze go ojciec. Chłopiec z premedytacją daje odczuć matce, że rozumie czego ona od niego oczekuje, ale nie zamierza tego zrobić. Jest inteligentny, wyrafinowany, perfidny. Toksyczna miłość, toksyczne rodzicielstwo, zadziwiająca więź, pajęczyna manipulacji i podejrzeń, wystawienie cierpliwości i wytrzymałości matki na próbę, wzajemne uwikłanie matki i syna prowadzi do tragicznego w skutkach finału. Film skłania do przemyśleń i od pierwszych minut wywołuje mieszane uczucia, w głowie co rusz rodzą się nowe pytania. Warto go obejrzeć ku przestrodze. Wczoraj zakupiłam książkę, zamierzam porównać filmową adaptację z oryginałem. Film nie nadaje się do oglądania z dziećmi.




Płytki umysł?

Dosyć dawno nie dzieliłam się z Wami moimi lekturami, a to dlatego, że byłam mocno zajęta i czytanie szło mi niezwykle opornie. Moje zainteresowania neurodydaktyką doprowadziły mnie w końcu - co było do przewidzenia - do Internetu. Któż z nas nie poświęca mu kilku godzin w tygodniu? Rekordziści nie ograniczają się do -nastu, a spędzają serfując po jego przestworzach, kilkadziesiąt godzin w tygodniu. Internet wkroczył w nasze życie i bezpowrotnie je przewartościował, z raz obranej drogi nie ma już powrotu. Nawet jeżeli dostrzegamy również jego zgubne minusy, nie potrafimy z niego zrezygnować;-)
Nicholas Carr, autor książki pt. "Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg" z niezwykłą wnikliwością i precyzją zgłębił to zagadnienie. Jego książka wywołała w USA zażartą dyskusję, co mnie zresztą wcale nie dziwi. Pomijając aspekty oczywiste, książka stanowi niezwykłą ucztę intelektualną. Autor sprawnie porusza się po aspektach filozoficznych, zgłębia aspekty socjologiczne i dokonuje wnikliwej analizy psychologicznej. Przedstawiona przez niego analiza historii piśmiennictwa i  czytelnictwa, pochłonęła mnie bez reszty. Jego nieszablonowe przemyślenia na ten temat bardzo mnie zaintrygowały i wzbudziły moją ciekawość. Autor ryzykuje stwierdzenie, że jesteśmy pokoleniem, które doświadcza intelektualnej ewolucji naszego gatunku. Jego wywód zatacza koło od rysunków naskalnych i roli myśliwego (skupionego, czujnego, skoncentrowanego i analizującego wszystkie dane z otoczenia), poprzez filozofa, myśliciela i czciciela wiedzy do polującego w internecie myśliwego XXI wieku oraz zbieracza w sieciowym lesie. Serwuje nam wędrówkę od starożytności po współczesność. Poznajemy teorie Kartezjusza, Nietzschego, Freuda oraz Younga na temat mózgu. W licznych nawiązaniach do filozofii Sokratesa i Platona na temat słowa pisanego i przeciwstawionej oracji, rewolucji Gutenberga, objawia się kunszt pisarski autora.

Jedna z recenzentek książki - Kamila Chmielewska, zadaje pytanie i odpowiada na nie wykorzystując argumentację autora książki: 
A co z płytkością wspomnianą w tytule? 
"Czy płytkość równa się zdekoncentrowaniu? W pewnym stopniu tak. Przytoczone badania, pokazują, że wystarczy pięć godzin w sieci, a sposób czytania jest szybszy i mniej uważny. Co rodzi konsekwencje w realnym życiu, ponieważ to zmienia nasz sposób myślenia. Stajemy się żonglerami informacji, pojawia się fragmentaryzacja, problemy z koncentracją czy przyswajaniem długich tekstów."

Nominacja do nagrody Pulitzera 2011
Nominacja do nagrody literackiej PEN Center USA 2011
Międzynarodowy bestseller przetłumaczony na ponad dwadzieścia języków

Tym razem lektura dla dzieci

Przygotowując się do zaliczenia kolejnego modułu na Uniwersytecie Mądrego Wychowania przypomniałam sobie o książeczce uwielbianej przed laty przeze mnie i mojego syna. Z lektura tą wiążą się moje miłe wspomnienia wspólnego, wieczornego czytania. Magiczny świat książek: tylko mój i mojego syna. Oboje do dzisiaj uwielbiamy ten czas dla nas, chociaż coraz rzadziej już to czynimy. 
Daniel Joris: "Artur czarodziej",Wydawnictwo Siedmioróg.
Książeczka świetnie nadaje się do samodzielnego czytania przez uczniów klas I-III. 
Opowiada o Arturze, który codziennie wciela się w inne zwierzątko: myszkę, żabkę, ptaka, kreta, królika i lisa. Pod postaciami tych zwierząt przeżywa niesamowite przygody. 
Do przeczytania tej książki zachęciłam chłopców z mojej klasy opowiadając im o moim synku, który uwielbiał słuchać o przygodach Artura. Pierwszy raz przeczytałam mu tą książkę kiedy miał 4 lata. Co roku wracamy do tej książki.

Miałam o tyle ułatwione zadanie, że mój syn był uczniem tejże klasy i w porannym kręgu opowiedział kolegom dlaczego lubi czytać o przygodach Artura:
książka ma dużo kolorowych ilustracji,
tekst jest napisany dużą czcionką (w przypadku mojego syna to jest istotne, ponieważ jest dyslektykiem),
nie zawiera zbyt dużo tekstu na stronie,
opowieści są krótkie i bardzo ciekawe.
Argumenty kolegi z klasy czasem lepiej trafiają niż argumentacja dorosłego;-)

Pomysł na bloga

Kilka razy zdarzyło mi się, że napisałam recenzję przeczytanej przeze mnie książki i umieściłam ją na moim blogu lub na facebooku. Dzisiaj, podczas wizyty u kosmetyczki przeżyłam spore zaskoczenie. Moja kosmetyczka zapytała mnie dlaczego nie prowadzę bloga o książkach, które mnie zainteresowały. Moje zainteresowania czytelnicze nie są ukierunkowane na jeden typ literatury, więc ona uważa, że każdy powinien na takim blogu znaleźć coś dla siebie.
 No właśnie? Dlaczego nie? 

Czy blog ma sens? Nie mam pojęcia, ale postanowiłam go założyć. Może faktycznie ktoś tutaj zerknie od czasu do czasu?

Kto tu rządzi?

Dzisiaj doczytuję ostatnie strony książki pt. "Kto tu rządzi - ja czy mój mózg? Neuronauka a istnienie wolnej woli" Michael`a S. Gazzaniga. Pierwsza informacja zamieszczona na obwolucie książki brzmi obiecująco: "Ojciec neuronauki poznawczej i autor istoty człowieczeństwa przedstawia skłaniające do refleksji argumenty przeciwko powszechnemu przekonaniu, że nasze życie jest w pełni zdeterminowane przez procesy fizyczne, a co za tym idzie – nie jesteśmy odpowiedzialni za swoje czyny." Czy takie postawienie sprawy może być źródłem usprawiedliwieniem dla seryjnego mordercy, który przed sądem powie: "To nie ja, to mój mózg? Wysnucie takiego wniosku jest sporym uproszczeniem, a nawet błędem. Autor przedstawia pogląd, że umysł, który jest wytworem procesów fizycznych w mózgu, „ogranicza” mózg, podobnie jak samochody są ograniczane przez wytwarzany przez siebie ruch uliczny. Jesteśmy odpowiedzialnymi podmiotami, które winny ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, ponieważ źródło odpowiedzialności tkwi w sposobie, w jaki ludzie zachowują się w interakcjach z innymi, a nie w ich mózgach. Autor w dowcipny, przystępny sposób porusza najtrudniejsze zagadnienia z jakimi zmaga się neuronauka. Co kieruje naszymi działaniami? Czy istnieje wolna wola? W jaki sposób i na ile samodzielnie podejmujemy decyzje? Naukowcy twierdzą, że coś takiego jak wolna wola nie istnieje. Gazzaniga nie zgadza się z tym poglądem. Udowadnia, że człowiek jest czymś więcej niż tylko skomplikowanym ciałem-maszyną uwikłaną w prawa fizyki i wszechświata. Na przekór opiniom naukowców pokazuje, że każdy z nas jest w pełni odpowiedzialną istotą i musi brać odpowiedzialność za swoje czyny. Za każdym razem świadomie podejmujemy decyzję, nawet w przypadku zwykłych, codziennych spraw. Przejeżdżając na czerwonym świetle świadomie podejmujemy ryzyko, że zderzymy się z innym pojazdem, potrącimy pieszego, czy zostaniemy zatrzymani przez policję, nie jest to wyłącznie kwestia procesów fizycznych zachodzących w naszym mózgu.
Intrygująca dla mnie jest opisywana przez Gazzaniga teoria "INTERPRETATORA". Mianem takim Autor określa dominującą lewą półkulę, która niestrudzenie dąży do wyjaśnienia niepełnych informacji, które dotarły do świadomości. Zbiera ona wszystkie informacje pochodzące z niepowtarzalnej przeszłości i teraźniejszości psychologicznej oraz sygnały ze środowiska i na tej podstawie tworzy wyjaśnienie. Lewa półkula na poczekaniu dopowiada sobie resztę. Lewopółkulowy interpretator tworzy porządek z chaosu informacji napływających ze wszystkich innych systemów, formułuje hipotezy, upiera się nawet przy nich wtedy, gdy działanie przynosi niekorzystne skutki. Lewa półkula często więc przeinacza fakty. Prawa półkula trzyma się faktów.
W posłowiu Autor wyjaśnia, że starał się pokazać, że pełniejsza wiedza na temat życia i związku między mózgiem a umysłem nie zagraża wartościom człowieczeństwa. Jesteśmy ludźmi, a nie mózgami.

Michael S. Gazzaniga (ur. 1939 r.) – doktor psychobiologii na California Institute of Technology, profesor psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara, dyrektor Centrum Badania Umysłu SAGE w Santa Barbara. Autor publikacji poświęconych ludzkiemu umysłowi m.in. uznanej za jedną z 10 najlepszych publikacji naukowych roku 2008 „Istoty człowieczeństwa”.

Czym jest szczęście?

"Szczęście. Od mądrości starożytnych po koncepcje współczesne" Jonathana Haidt`a, to moja lektura ostatnich dni. Kto z nas nie marzy o szczęściu, kto go nie poszukuje, nie wypatruje za każdym rogiem i nie zastanawia się nad tym, czym jest szczęście? Pomaganie ludziom w poszukiwaniu szczęścia i sensu życia jest celem nowej dyscypliny naukowej, zwanej psychologią pozytywną. Autor książki jest profesorem psychologii na Uniwersytecie Wirginii. Na rynku wydawniczym jest wiele poradników oferujących nam rady jak osiągnąć szczęście. Nie lubię ich czytać, ale ta książka jest inna niż wszystkie, napisana lekko, z humorem i bez zbędnego patosu. Przewrotnie pisze o hipotezie nieszczęścia, zgodnie z którą ludzie potrzebują przeciwności losu, porażek, a nawet traumy, aby osiągnąć najwyższy poziom siły, spełnienia i osobistego rozwoju. Nieszczęścia są pożyteczne, jeśli mieszczą się jednak w pewnych granicach, bo przecież mimo, że sami często mówimy "Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni", nikt sam sobie źle nie życzy i nie chce świadomie "pakować się" w nieszczęścia, tyko po to, żeby później docenić nawet najdrobniejsze chwile szczęścia. Osobiście bardzo lubię książki, które traktują o poważnych sprawach, w sposób, który jest łatwy i przyjemny dla niepsychologów/niefilozofów. Podobne oczarowanie przeżyłam przed 18 laty czytając "Świat Zofii" Josteina Gaardera. Książka stała się dla mnie kultowa, pewnie dlatego pamiętam, że czytałam ją na kołobrzeskiej plaży będąc w ciąży z moją drugą córką. Mam nadzieję, że mądrość tej książki spłynęła na dziecko znajdujące się w moim łonie ;-) Koniecznie muszę ją podsunąć mojej córce.

Jonathan Haidt, „Szczęście. Od mądrości starożytnych po koncepcje współczesne”. Przeł. Agnieszka Nowak, GWP, Gdańsk 2007.
Świetna książka! Szczerze Wam ją polecam. Napisana dynamicznie, dowcipnym językiem, zbudowana niemalże jak antyczna tragedia;-) Bohaterowie pojawiają się na rozświetlonej reflektorami scenie. Mózg jest porównany do tejże sceny. Bohaterami książki są Emily i Paul, typowe małżeństwo z dwójką dzieci. Codziennie stają przed nowymi wyzwaniami: znoszą kłótnie dzieci, dzielą się obowiązkami, pracują zawodowo. Dynamiczne życie, wiele zmian, niepewności, wątpliwości, nowe wybory. Najpierw widzimy sytuacje z ich życia, a na ich przykładzie autor tłumaczy działanie mózgu: zarządzanie energią i informacjami.


Śledząc zmagania bohaterów książki, dowiecie się:
• dlaczego nasz mózg czuje się przygnieciony nadmiarem informacji i jak w pełni wykorzystać zasoby własnego umysłu,
• dlaczego tak trudno nam się skupić i jak zapanować nad wszystkim, co nas rozprasza,
• jak pobudzać umysł, by częściej doznawał olśnień, które pomagają rozwiązać pozornie nierozwiązywalne problemy,
• jak zachować w każdej sytuacji trzeźwy umysł, by dzięki temu zawsze podejmować decyzje,
• jak skuteczniej współpracować z innymi,
• jak skutecznie zmieniać zachowanie innych ludzi.

Zdecydowanie ulegam wpływom

Zdecydowanie mocno ulegam literackim wpływom. Dzisiaj jestem pod wrażeniem książki, którą czytam od kilku dni. Jej okładkę zamieszczam obok. Książka byłaby na wskroś wspaniała, gdyby autor nadmiernie nie politykował, wchodził w polemikę ze związkami zawodowymi i nie uprawiał demagogi. Jego przemyślenia są oczywiste, a jednak nagromadzone w jednej publikacji robią wrażenie. 
Andreas Salcher naświetla tezy z aktualnej dyskusji na temat szkolnictwa z zupełnie zapomnianej perspektywy utalentowanego ucznia. Polskiego czytelnika zaskakuje fakt, że takie same problemy ma szkolnictwo w Niemczech, Austrii, Stanach Zjednoczonych jak i w Polsce. Konkretne przykłady z Austrii i z Niemiec ukazują miejsca, gdzie już dzisiaj dzieci uczą się z radością, a ich indywidualne talenty zostały odkryte. Najlepsze szkoły na świecie nie kosztują więcej niż te najgorsze. Dlatego wszystkie dzieci mają prawo do rozwijania swoich talentów. Najbardziej zgadzam się z autorem w twierdzeniu, że reformę szkolnictwa należy rozpocząć od edukacji nauczycieli i podniesienia statusu społecznego nauczyciela. Dobrym nauczycielem szkoła stoi. I dopóki do szkół będą trafiali nieudacznicy, a zamiast pasjonatów osoby, które nie dostały się na inne uczelnie poza pedagogicznymi, nic się w szkołach nie zmieni. Nie chodzi tu bowiem o wpompowywanie morza "kasy", ale o nauczyciela z pasją, który kocha swoją pracę i jest za nią sowicie wynagradzany. Mogłabym o tym pisać godzinami, ale lepiej sami/same (żeby było gender) przeczytajcie. Warto! Ja dałabym tę książkę pracownikom ministerstwa i posłom jako lekturę obowiązkową.

Mamy w sobie szympansa;-)

Szympans symbolizuje instynkt i pierwotną siłę. Każdy z nas ma, wg profesora Steve Peters`a, takiego szympansa w głowie. Mnie kojarzy się jego teoria z teorią na temat specjalizacji mózgu, czyli z podziałem na prawą i lewą półkulę. Szympans, to nasza prawa, emocjonalna półkula.
Prof. Steve Peters jest lekarzem psychiatrą z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem w zawodzie. Posiada tytuł magistra matematyki, medycyny i edukacji medycznej. Ukończył również studia podyplomowe z zakresu medycyny sportowej, edukacji oraz psychiatrii. Skuteczność opracowanych przez niego technik zarządzania umysłem została potwierdzona wyśmienitym występem najlepszych brytyjskich kolarzy na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, z których przywieźli łącznie czternaście medali, w tym osiem złotych. 
Emocjonalny Szympans to nieodłączna, niezwykle silna część ludzkiego mózgu, która przejmuje stery w sytuacjach stresowych. To żywioł, który nie drzemie, lecz głośno krzyczy i narzuca swoją wolę. Profesor Peters opisuje jak okiełznać ten żywioł. Szympans to instynkt, atawizm, ale można dzięki mozolnemu treningowi nauczyć się nad nim panować. Co proponuje autor książki? Proste, żyć w symbiozie z szympansem;-) Po resztę podpowiedzi odsyłam do źródła. Czytałam już wiele poradników opisujących mechanizmy działania ludzkiego mózgu, ale ten jest wyjątkowy. Napisany z dystansem, pełen komiksowych rysunków, konkretny i wesoły. Czyta się go z przyjemności. Kiedy tylko czuję zbliżający się konflikt, oczyma wyobraźni od razu widzę przed sobą dwa walczące o przetrwanie szympansy:-) Wierzcie mi, nie da się w takiej sytuacji kontynuować sprzeczki...

Warto przeczytać

Odnoszę wrażenie, że "moje słowo na niedzielę" stanie się tradycją. Tym razem mam dla Was dwie książki, które szczerze polecam. Każda z nich jest zupełnie inna od drugiej. Już dawno nie czytałam nowości napisanych przez Erica - Emmanuela Schmitta. Czułam przesyt. Wydawało mi się, że autor kręci się już w kółko i niczym nie może mnie zaskoczyć. Dzisiaj moja ręka wiedziona dziwnym impulsem powędrowała w stronę"Tajemnicy pani Ming", która leżała od jakiegoś czasu w poczekalni. Poczekalnia, to moje dwie półki z książkami oczekującymi na swoją kolej. Jedne goszczą na półce krótko, inne latami nie mogą się doczekać przeczytania. Myślę jednak, że na każdą przyjdzie czas;-) Mimo, że sporo czytam, to książek w poczekalni nie ubywa. Mam wrażenie, że wręcz rozpychają się zagarniając kolejną półkę w mojej biblioteczce. Czas ściągnąć stolarzy, żeby wykonali w moim gabineciku kilka nowych półek... pod sam sufit... Ale wracając do pani Ming... Schmitt przyzwyczaił nas do wzruszających historii, wyciskających z oczu łzy. Ta książka jest inna i jak wszystkie jego książki wzrusza swoją prostotą. Uważam, że to istny majstersztyk. Ileż bowiem trzeba mieć talentu pisarskiego, żeby na kilkunastu stronach opisywać pracującą w Chinach "panią klozetową", aby nie wprawić czytelnika w obrzydzenie, nie zdegustować i nie doprowadzić do rzucenia książki w kąt? Przyznaję, na 20 stronie zaczęłam się zastanawiać do czego autor zmierza, ale też na tej samej stronie doznałam olśnienia. Nie opiszę Wam historii, bo trzeba to zrobić samemu. Przepłynąć strona po stronie, historia po historii i dotrzeć do finału w własnymi przemyśleniami. Podejrzewam, że każdy weźmie z tej historii dla siebie coś innego.
Przeczytanie książeczki zajmie Wam góra 2-3 godziny, szybko więc sami ją poznacie. Wasze wartości, emocje, na których zagra Autor, związane będą z aktualnym stanem ducha, sytuacją rodzinną, momentem w życiu. 
Druga książka jest z zupełnie "innej beczki". Tę polecam wszystkim tym, którzy lubią historię, tajemnice i przygody. "Handlarz ksiąg przeklętych"- książka napisana przez włoskiego bibliotekarza,jest połączeniem "Kodu Leonarda da Vinci" i "Imienia róży". Tajemnicze manuskrypty, zakapturzeni mnisi, ukryte wiadomości, kryptogramy, tajne bractwa, wędrówka po Europie w poszukiwaniu prawdy, wiedzy, władzy nad światami ziemskimi i boskimi. Autorowi daleko jest wprawdzie do Umberto Eco, ale myślę, że zaproponowana przez niego intryga osnuta w ciemnych czasach średniowiecza powinna zaspokoić apetyty zwolenników tego typu literatury. "Handlarz ksiąg przeklętych" jest pierwszym tomem trylogii. Kolejne to "Zaginiona biblioteka alchemika" i "Labirynt na końcu świata".

Człowiek, którego prześladował czas

Kogo z nas nie prześladuje czas? Zawsze nas goni, wciąż go brakuje, żyjemy pod presją czasu i zgodnie z grafikiem wyznaczonym przez czas. Główny bohater rekomendowanej książki stara się od dziecka wykorzystać swój czas jak najpracowiciej. Opracowuje metody oszukania czasu, a raczej jego maksymalnego wykorzystana. Czas jednak nieubłaganie go prześladuje, doświadcza, przeraża. 
Niesamowita, pełna zadumy, hipnotyzująca książka skłaniająca do refleksji, pochylenia się nad ludzkim losem i jego nieuchronnością. Na obwolucie wydawca napisał: "Jeden uczynek, jeden ułamek czasu może odmierzać czernią kolejne rozdziały twojego życia... Chłopiec celuje z procy do kruka. Koledzy patrzą z niedowierzaniem, jak ptak spada na ziemię. Tak po raz pierwszy śmierć wkracza w życie dziesięcioletniego Willa Bellmana. Śmierć, która już go nie opuści?" Jeśli podobała się Wam "Trzynasta opowieść" Diane Setterield, to i tym razem się nie zawiedziecie.